Michałowi Dworczykowi życzę zdrowia. Adamowi Niedzielskiemu - tego, by nie zakaził się paskudztwem, które wyjęło nam rok z życia, niektórych pogrzebało, a wielu zaprowadziło na skraj bankructwa.
Życzenia? Rozumu
Ale to, czego przede wszystkim chcę życzyć naszej klasie politycznej, to rozumu. Kwestia podstawowa: dlaczego najważniejsi urzędnicy w państwie nie zostali zaszczepieni przeciwko koronawirusowi? Tak, wiem, że niektóre media gadałyby o równych i równiejszych. Część obywateli oburzałaby się, że "Dworczyk i Niedzielski to rasa panów". Ale - mówiąc szczerze - mam to gdzieś. Szef narodowego programu szczepień powinien zostać zaszczepiony w pierwszej kolejności. I to bynajmniej nie po to, by chronić jego tyłek (a właściwie jego płuca przed koronawirusem), lecz by mógł zarządzać tymże programem. Podobnie rzecz powinna się mieć z ministrem zdrowia. Czy się zgadzam z decyzjami Adama Niedzielskiego, czy nie - to dziś bez znaczenia. Skoro sprawuje swój urząd, powinien móc to robić w sposób możliwie najsprawniejszy. I nie mieć kłopotu z wyjściem z domu na ważne spotkanie.
Politycy ulegli kuriozalnej narracji, że wszyscy są równi w kolejce do szczepienia. Oczywiście, że tak nie jest. Szczepimy w pierwszej kolejności lekarzy i pielęgniarki - bo chcemy, żeby dalej ciężko pracowali. Szczepimy nauczycieli - bo ktoś musi uczyć nasze dzieci. Powinniśmy też zaszczepić cały rząd - bo ktoś, kurczę blade, powinien ponosić odpowiedzialność za podejmowane decyzje. I jako Polak nie chcę, by tę odpowiedzialność ponosili ludzie chorzy bądź ograniczeni (w przemieszczaniu się, rzecz jasna).
Zachorowanie Michała Dworczyka i samoizolacja Adama Niedzielskiego to zarazem najlepszy dowód na to, że ani koronawirus nie jest w odwrocie, ani nie powinniśmy mówić, że nie musimy się go już bać, ani wreszcie nie było jeszcze momentu w ostatnim roku, by móc uczciwie ogłosić zwycięstwo w walce z wirusem. Niestety politycy z walki z pandemią postanowili zrobić sobie kampanię wyborczą. Teraz zaś kontynuują ją, chwaląc się swoimi - wymyślonymi zazwyczaj na poczekaniu i niemającymi zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością - rzekomymi sukcesami.
Brak planu radzenia sobie z pandemią
Prawda zaś jest taka, że Polska ani nie radzi sobie najlepiej w walce z koronawirusem, ani nie radzi sobie najgorzej. Jesteśmy, jak to zazwyczaj bywa, średniakiem.
To, co mnie uwiera, to brak planu radzenia sobie z pandemią. I nie chodzi tu o szybkość szczepień, lecz o przewidywalność, której obywatelom okrutnie brakuje. W trakcie trzeciej fali ogrom Polaków nawołuje rządzących do znoszenia obostrzeń. I jakkolwiek jest to zdrowotnie nielogiczne, to społecznie - w pełni zrozumiałe. A wynika to w dużej mierze stąd, że nie ufamy ludziom, którzy podejmują decyzje. Nie wolno zamknąć gastronomii na dwa tygodnie i nie otwierać przez cztery miesiące. Nie można zamknąć stoków narciarskich, otworzyć na czas wypadu prezydenta na narty, i ponownie zamknąć.
Należałoby za to przedstawić ludziom kilka różnych wariantów - kiedy obostrzenia będą zdejmowane, kiedy nakładane dodatkowe itd. Tymczasem decyzje są podejmowane z dnia na dzień i sprawiają wrażenie wymyślanych nagle, bez większego zastanowienia. Na co zresztą dowodem jest choćby to, że w ciągu dwóch godzin, w dwóch różnych programach medialnych, główny doradca premiera ds. walki z COVID-19 oraz minister zdrowia mówią rzeczy wykluczające się (chodziło o to, jakie maseczki można nosić i czy zostanie wprowadzony zakaz noszenia "zwykłych").
Zmęczenie obywateli jest w pełni zrozumiałe. Zrozumiała jest też niepewność jutra. Ot, choćby co się stanie z prowadzonymi biznesami. I dla wielu osób skutki tego zmęczenia i niepewności są znacznie gorsze niż przebytego koronawirusa. Warto byśmy wszyscy o tym pamiętali – i ci, którzy koronawirusa już przeszli, i ci, którzy właśnie przechodzą, i wszyscy pozostali.