Jeśli PiS wdroży choćby połowę dzisiejszych propozycji, to w jakiejś mierze zapewne tak, bo wielu obywateli ma odczuć skutki tych działań w swoich portfelach - choć nie zawsze in plus. Czy Polski Ład oznacza reset w polskiej polityce? To na pewno, bo PiS odzyska zdolność narzucania tematów. Ale czy Polski Ład rozwiąże wszystkie, trapiące Polskę problemy? Niekoniecznie, a wręcz może wygenerować nowe.

Reklama

Na gruncie zapowiedzi i propozycji nowy program PiS to prawdopodobnie najbardziej ambitny projekt polityczny ostatnich lat. A przynajmniej partia rządząca dzisiejszą konferencją - przydługą, bo niemal 3-godzinną - zadbała o to, by wywołać w nas takie poczucie. Wpierw mieliśmy długie miesiące wyczekiwania i czas związanych języków u zwykle rozgadanych polityków obozu rządzącego. Potem - na przestrzeni marca i kwietnia - nastąpiły pierwsze przecieki założeń Nowego Ładu do prasy (najszerzej opisaliśmy je w “Dzienniku Gazecie Prawnej”). W związku z tym oraz z uwagi na wzbierającą trzecią falę COVID-19 PiS zmuszony był przełożyć termin prezentacji i dokonać liftingu swojego sztandarowego programu (stąd już nie “Nowy”, lecz “Polski Ład” oraz kilka zupełnie nowych propozycji). Miarą sukcesu nie będzie jednak samo ogłoszenie nowego programu czy towarzysząca mu otoczka PR-owa, lecz sprawne wdrożenie.

Podatkowa rewolucja

Co dziś usłyszeliśmy? Wielkich zaskoczeń nie ma, co jednak nie zmienia faktu, że propozycje są momentami iście rewolucyjne. Najważniejsze dotyczą zmian w systemie podatkowym, które mają skutkować wzrostem progresywności klina podatkowego. Zgodnie z tym, o czym pisaliśmy w DGP, korekta systemu odbędzie się w trzech krokach. Po pierwsze, to podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł. To oznacza, że będzie ona wyższa niż np. we Francji, Hiszpanii czy Włoszech, a podobna do tej obowiązującej w Danii. To także oznacza, że osoba zarabiająca 30 tys. zł rocznie, a więc 2500 zł miesięcznie na rękę, po wprowadzeniu nowego systemu dostanie na rękę prawie 1900 zł więcej niż dziś.

Po drugie, to podniesienie progu podatkowego z 85 tys. zł do 120 tys. zł. Z każdej złotówki od kwoty 120 tys. zł podatek będzie wynosił 32 grosze, a od tej powyżej 85 tys. do 120 tys. – 17 groszy zamiast wcześniejszych 32 - podaje PiS.

Po trzecie, to wprowadzenie składki liniowej, bez możliwości odpisania jej od PIT czy wprowadzenie takich samych zasad opłacania składki zdrowotnej dla działalności gospodarczych, jak w przypadku umów o pracę (proporcjonalnie do dochodu). O tym elemencie podatkowej rewolucji wspomniano najmniej, trudno też doszukać się szczegółowej informacji na oficjalnej stronie PiS promującej Polski Ład. I nic dziwnego, bo to zmiana uderzy w dobrze zarabiające osoby na działalności gospodarczej, które płacą ryczałtową składkę zdrowotną (co wpisałoby się w ideę odchodzenia od degresywności polskiego systemu podatkowego). Jak w kwietniu zwracaliśmy uwagę na łamach DGP, jeśli wejdzie w życie nowa konstrukcja, to, po pierwsze - dla osób o dochodzie wyższym od 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia składka będzie wyższa niż dziś (obecny ryczałt jest naliczany właśnie od takiego wynagrodzenia), a po drugie - likwidacja możliwości odliczenia składki w PIT spowoduje, że zniknie mechanizm amortyzujący podwyżkę.

Co jeszcze oferuje Polski Ład? Potwierdzają się wcześniejsze doniesienia o zmianach w systemie opieki zdrowotnej - a więc np. dojście do wydatków zdrowotnych państwa na poziomie 7 proc. PKB w ciągu 6 lat czy atrakcyjne kredyty na start dla medyków po egzaminie specjalizacyjnym lub powrocie z zagranicy.

Reklama

Premier Morawiecki przyznał także, że program Mieszkanie Plus okazał się porażką, dlatego w tej dziedzinie PiS planuje reset, zwłaszcza w kwestii dostępnych instrumentów finansowych. I tak państwo będzie gwarantować maksymalnie 100 tys. zł wkładu własnego dla biorących kredyt lub oferować dofinansowanie w wysokości do 160 tys. zł dla osób korzystających z mieszkalnictwa społecznego czy też rodzin wielodzietnych (w zależności od liczebności rodziny). Instrument skierujemy do osób od 20. do 40. roku życia. Wysokość otrzymanego finansowania będzie uzależniona od liczby dzieci w rodzinie – 20 tys. zł w przypadku drugiego dziecka, 60 tys. zł – trzeciego, 20 tys. zł – każdego kolejnego - podaje PiS.

Na tym nie koniec, bo kolejną zmianą ma być “kapitał opiekuńczy” - kwota 12 tys. zł, którą rodzice dziecka będą mogli elastycznie wydać w związku z opieką nad dzieckiem pomiędzy 12. a 36. miesiącem życia. “Rodzice sami wybiorą wariant: po 1000 zł miesięcznie przez rok czy po 500 zł miesięcznie przez dwa lata. Sami też zdecydują, na co spożytkują te środki. W przypadku, gdy kolejne dziecko przyjdzie na świat w ciągu 3 lat od narodzin poprzedniego, kwota ta zostanie podwojona” - wynika z treści programu.

Ważne zmiany dotyczą emerytów. Z jednej strony to “emerytury bez podatku do 2500 zł”, a z drugiej - zerowy PIT (do poziomu progu podatkowego) dla osób, które zamiast iść na emeryturę, będą kontynuować pracę. Część naszych rozmówców z obozu rządzącego wskazuje, że chodziło m.in. o zmitygowanie napięć z Komisją Europejską w kwestii obniżenia przez PiS wieku emerytalnego. Co ciekawe, podobny program już w 2017 roku zgłosiła Platforma Obywatelska, która wówczas oferowała zwolnienie pracowników i pracodawców z opłacania składek na ubezpieczenie społeczne.

Obietnice i ich realizacja

PiS złożył dziś wiele obietnic, zdarzyły się też odgrzewane kotlety, ale i tak pozostaje pytanie, czy i na ile będzie w stanie te propozycje “dowieźć”. Z jednej strony na zmianach stratny będzie budżet państwa, ale PiS zapewne liczy, że zostanie to zamortyzowane wzmocnieniem liczebności klasy średniej (zarabiających pomiędzy 6 a 10 tys. zł) czy wspomnianymi zmianami w składce. Na pomoc przyjdą też setki miliardów złotych z nowej perspektywy finansowej UE.

Stracą też samorządy, choćby na radykalnym podniesieniu kwoty wolnej do 30 tys. zł (uderzy to w ich wpływy z PIT). Aby zrekompensować im straty, Jarosław Gowin zapowiedział utworzenie subwencji inwestycyjnej, rozdzielanej według algorytmu. To dość sprytny plan, bo z jednej strony oddala zarzut o żerowanie przez rząd na dochodach własnych samorządów, a z drugiej - to kolejny krok w stopniowym uzależnianiu władz lokalnych od poczynań władzy centralnej (pieniądze z subwencji najpewniej będą pieniądzem “znaczonym” - pytanie, w jakim stopniu).

Sporo pytań na dziś budzi koncepcja budowy “domków” do 70 mkw. bez zbędnych formalności - pozwolenia, kierownika budowy, książki budowy - a jedynie na podstawie zgłoszenia. O ile należy pochwalić pomysł likwidacji patologicznych wuzetek, o tyle pytanie, czy nowy program “domkowy” nie doprowadzi do dalszego, niekontrolowanego rozlewania się miast, nieładu urbanistycznego i krzewienia polskiej myśli patodeweloperskiej. Wiele więc zależy od tego, jakie bezpieczniki przyjmie ustawodawca i czy w imię osiągnięcia efektu skali, nie pójdzie drogą na skróty.

Zapowiedziana odbudowa Pałacu Saskiego w Warszawie mogłaby uchodzić za symbol podnoszenia się Polski z historycznie trudnego, pandemicznego okresu. Tyle że to pomysł, o którym mówi się już od co najmniej kilku lat (plan zakładał np. przeniesienie tam Senatu), jego realizacja to wydatek kilkuset milionów złotych (wraca więc odwieczne pytanie o priorytety) oraz konieczność współpracy z władzami stolicy (z uwagi na własność gruntów i ewentualną partycypację w kosztach). Jest tu więc spory potencjał na spektakularną porażkę, podobnie jak przy innych tego typu przedsięwzięciach.

Polityczny reset

Nie sztuka plan ogłosić, sztuką jest go wdrożyć. O ile pierwszą część PiS opanował niemalże do perfekcji - zazwyczaj dużo lepiej niż konkurencji “opakowując” swoje inicjatywy - o tyle z tą drugą częścią mogą być problemy. Wystarczy wspomnieć, że jeszcze w lutym br. rząd szacował, że dotychczasowy, najważniejszy strategiczny dokument, czyli Strategię na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju (przyjętą 4 lata temu), udało się zrealizować w 67 proc. To niezły wynik, zwłaszcza, że część projektów jest albo trudno mierzalna, albo rozpisana na lata. Niemniej to wynik daleki od doskonałości i do dziś dający opozycji możliwość przypominania nigdy nie zmaterializowanych, acz hucznie zapowiadanych propozycji, takich jak milion aut elektrycznych czy inne “luxtorpedy”.

Prezentacja Polskiego Ładu może nadać nowy impet krajowej polityce. Wiele inicjatyw rządowych leżało odłogiem, bo wszyscy w obozie rządzącym wyczekiwali zielonego światła. Teraz jest szansa na ich odblokowanie. Premier pojedzie w Polskę, by promować nowy program, a poszczególni ministrowie będą mieli okazję wykazać się, przygotowując projekty ustaw implementujących założenia Polskiego Ładu. W naturalny sposób będzie to w orbicie zainteresowań wszystkich mediów, kolejne projekty będą przeciekać tak jak sam Polski Ład, a kalendarze rządowych oficjeli zapełnią się wywiadami. PiS już de facto wjeżdża w tryb kampanijny, z projektem precyzyjnie rozpisanym na kolejne tygodnie, jeśli nie miesiące.

Po stronie opozycji na razie nie widać potencjału na to, by nadgonić. Platforma przeżywa wewnętrzny kryzys i albo sama pozbywa się swoich działaczy, albo pozwala im odejść do Szymona Hołowni. Sam Hołownia i jego Polska 2050 to wciąż tylko polityczny, obiecujący start up, któremu brakuje działaczy, struktur i środków finansowych. Lewica również jest wewnętrznie podzielona wokół ostatniego, chwilowego sojuszu z PiS w sprawie zasobów własnych UE i Funduszu Odbudowy i wciąż szuka pomysłu, by wskoczyć do ligi ugrupowań cieszących się dwucyfrowym poparciem. Pozostali gracze opozycyjni są zaś zbyt drobni, by coś istotnie zmienić.

PiS podjął słuszną decyzję, by prezentację programu przenieść z marca na maj. W realiach pandemiczno-politycznych to niemal epoka. Trzecia fala koronawirusa minęła, na ulice - w drodze do kawiarnianych ogródków - wychodzimy już bez maseczek, a opozycja jest skłócona. Warto też zauważyć, że na prezentacji Polskiego Ładu byli też obecni koalicjanci PiS - Jarosław Gowin i Zbigniew Ziobro. Być może więc mamy do czynienia z poprawą relacji w obozie Zjednoczonej Prawicy. Zapewne chwilowej i częściowo pozorowanej, ale to i tak dużo, biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno na ustach wielu była wizja rozpadu większości rządzącej i wcześniejszych wyborów.

W takiej sytuacji może się jeszcze okazać, że już samo ogłoszenie Polskiego Ładu - a niekoniecznie jego konsekwentna i sprawna realizacja - wystarczy PiS do wejścia w historyczną, trzecią kadencję.