Ponownie obserwujemy odsłonę niepotrzebnej wojny między premierem i prezydentem, w którą kolejny raz jesteśmy wciągani. Przez krótką chwilę wydawało się, że ci główni aktorzy sporów zeszli już z linii wzajemnych ostrzałów, a tymczasem przerzucili ciężar batalii na swoje kancelarie.
Kłótnia, kto ma zapłacić 150 tysięcy zł za lot czarterowy prezydenta wydaje się tym bardziej absurdalna, że jakkolwiek liczyć, obie kancelarie dysponują pieniędzmi z budżetu. Z jednej strony jestem w stanie zrozumieć poirytowanie kancelarii premiera, ponieważ skala ataków ze strony prezydenta jest spora. Z drugiej - dziwię się zaskoczeniu kancelarii Tuska, skoro premier sam niedawno przyznał w wywiadzie, że jednym z jego większych błędów była odmowa użyczenia samolotu dla pana prezydenta zmierzającego do Brukseli.
Kontynuowanie wojny kancelarii w tym świetle jest zupełnie nieuzasadnione. Gorszące jest również to, że te pieniądze i tak zostaną zapłacone z naszych podatków, a dodatkowo wokół i tak już niesmacznej sprawy musimy oglądać irracjonalny chocholi taniec obydwu kancelarii. Panowie, opanujcie się w końcu przed świętami i nie irytujcie Polaków, bo w tej chwili mają dość własnych problemów.