Muszę przyznać, że to niezwykle przykre uczucie, kiedy na naszych oczach ludzie się degradują. Tym bardziej bolesne, kiedy degrengolada dotyczy nie zwykłego szaraczka, ale kogoś znanego i bardzo, ale to bardzo ważnego. Na przykład dyrektora departamentu albo wiceministra lub, co nie daj Boże, samego ministra. Proszę sobie wyobrazić, jak to strasznie boli, kiedy rzecz dotyczy wicepremiera.
Chodzi niestety o mojego idola - Grzegorza Schetynę - i dlatego tak ciężko to przeżywam. Człowiek ten zawsze budził mój podziw, a nawet, do czego troszkę wstyd się przyznać, zazdrość. Obdarzony wieloma talentami. Między innymi piłkarskimi. Zachwycałem się jego grą kombinacyjną na boisku. Ale jeszcze bardziej przeniesieniem kombinacji do polityki. I przy tak wielu skomplikowanych zadaniach nie on gubi nigdy rzeczy najważniejszej - dbania o własne interesy. Nie tylko duchowe. Ze świecą szukać takiego drugiego - myślałem jeszcze do dziś.
Aż tu nagle spoza tej wielkości wychylił się prześmiewca przypominający raczej błazna na miarę swojego druha partyjnego Janusza Palikota. To porównanie nie wzięło się z przypadku.Schetyna, atakując PiS, powiela wątpliwej jakości dowcip Palikota, gdy próbuje wysłać Jarosława Kaczyńskiego do dalekiej Afryki, a ściślej do Gabonu.
>>> Schetyna: Kaczyński do Gabonu
W ten sposób Schetyna wstąpił do wąskiego i niestety skompromitowanego klubu szyderców PO. Próbują oni walić na oślep politycznych przeciwników za pomocą prostackich, a czasami wręcz prymitywnych żartów.
Często dziwiłem się, że Palikot ma taką ogromną swobodę w niewybrednych, niekiedy żenujących przytykach wobec konkurentów politycznych. Przez pewien czas ulubionym obiektem jego ataków był prezydent Lech Kaczyński, a ostatnio politycy PiS, choćby posłanka Gęsicka, która jego zdaniem się "politycznie sprostytuowała", czy obecnie Jarosław Kaczyński.
Teraz rozumiem ten brak skrępowania Palikota. Co więcej, o czym można było tylko domniemywać, miał on przyzwolenie swojego kierownictwa partyjnego na ocierające się o skandal epitety wygłaszane pod adresem PiS. Dowodem tego jest właśnie ostatnie wystąpienie Grzegorza Schetyny, drugiego człowieka w PO.
>>> "Dajemy się oszukiwać bliźniakom"
Jeśli jeszcze można zrozumieć harcującego Palikota, który nie ma żadnych poważnych obowiązków na głowie, to założenie przez Schetynę maski błazna jest jego upadkiem jako wicepremiera i ministra sprawa wewnętrznych. Wszystkie służby militarne podległe resortowi spraw wewnętrznych, a szczególnie policja, oczekują od swego szefa pomocy, aby udało się przetrwać ten niezwykle trudny dla nich okres. Zamiast tego minister lekką ręką obcina policji budżet o blisko miliard złotych. Za to dba o Palikota.