Idąc tym tropem, Sejm powinien teraz powołać słownikową komisję śledczą. Przesłuchać dziennikarzy, których złapano na użyciu brzydkich słów, sporządzić katalog terminów siejących nienawiść. Każdy adept dziennikarstwa będzie musiał zdawać z tego egzamin. W końcu czymś centrum musi się zajmować.
Debata publiczna nigdy nie była w Polsce wyrafinowana, ale dziś osiągamy nowy poziom jałowości. Sejm, premier, prezydent, Jarosław Kaczyński kłócą się o to, jak rozmawiać, a nie o czym rozmawiać. Deklaracja łódzka czy idea prezydenckiego centrum omijają istotę problemu. Nasze partie nie mają nic do powiedzenia z wyjątkiem złych słów o opozycji. Niewiele ich różni od kiboli. Nienawidzą się, bo są po drugiej stronie stadionu.
A dlaczego są po drugiej stronie stadionu? Bo nienawidzą tych po tamtej stronie stadionu. Jeżeli nie ma sporu ideowego, musi być personalny. Media, jak to media, jedni relacjonują, a inni też nienawidzą i wczuwają się w stadionową atmosferę polskiej sceny politycznej. Czy kolejna państwowa instytucja, centrum z kolejnymi prezesami, sekretarkami i samochodami, naprawi polską politykę? W pamięci jak żywy staje Ronald Reagan, który pomysł powołania komisji Kongresu ds. regulacji mediów, skwitował: „Moglibyśmy powiedzieć, że szastają pieniędzmi jak pijany marynarz, ale to nie byłoby w porządku wobec marynarzy. Marynarze szastają swoimi pieniędzmi”.