Co tam warszawskie salony, co tam publicyści i profesorowie, już nawet goniec w "Głosie Parczewa" i student zaocznej politologii w ciut wyższej szkole prywatnej w Sztumie wiedzą, co zrobić, by PiS wrócił do władzy. A że Kaczyński nie wie, więc doradcy-wolontariusze chętnie mu podpowiedzą. Główny nurt ich rad, czytanych codziennie w gazetach i wysłuchiwanych w telewizorach, dałoby się streścić w znajomo brzmiącym wezwaniu: "Jarosławie Kaczyński, nie krocz tą drogą!".

Po pierwsze, by odzyskać sympatię mas, Kaczyński musi pogodzić się z Niemcami. Niech posypie głowę popiołem i polubi Angelę Merkel uczuciem szczerym i gorącym. Nie musi zaraz popierać, ale niech przynajmniej nie protestuje przeciw budowie berlińskiego muzeum bestialsko wypędzonych przez Polaków Niemców - prawdziwych ofiar II wojny światowej. Lider PiS musi pojąć, że jego awanturnicza polityka nic Polsce nie dała i że naszego dobra chcą dla nas bardziej niż my sami nasi przyjaciele zza Odry i zza Buga.

Kaczyński musi także zrezygnować z dzikiej kłótliwości w polityce wewnętrznej i popierać przynajmniej niektóre, te dobre, propozycje rządu. A że rząd Tuska złych propozycji nie składa, to tylko cieszyć się wypada, prawda? Jarosław Kaczyński winien też przywrócić do łask charyzmatycznych przywódców (Ujazdowski), lokalnych liderów (Zalewski), polityków umiarkowanych (Jurek) i budzących powszechną sympatię (Dorn), których ze swej partii wypchnął. By odzyskać zaufanie wyborców, lider PiS powinien też popracować nad retoryką. Porzucenie języka wojny i agresji, sympatia i zrozumienie dla racji przeciwnika, choćby takie, jakie prezentuje Stefan Niesiołowski, procentować będą powszechnym szacunkiem i aprobatą.

Mówiąc zupełnie serio, mamy tu do czynienia z podwójną oczywistością: oczywiście wiele z tych rad jest słusznych i oczywiście Kaczyński ich nie posłucha. Tym bardziej, że w ustach salonowych doradców - wolontariuszy często sprowadzają się one do hasła: mniej PiS w PiS. Dużo mniej! Partia Kaczyńskiego zawsze była dla publicystów i intelektualistów stronnictwem skrajnym, zaściankowym i awanturniczym, dlatego kreślonym przez nich planem minimum dla PiS jest upodobnienie się do Platformy Obywatelskiej.

Dlaczego planem minimum? W planie maksimum byłby Kaczyński jadący podczas manify na jednej platformie z Kazią Szczuką i tak celujący z wizytą państwową w Berlinie, by zdążyć tam na Paradę Równości.







Reklama