Rzeczniczka Prokuratura Krajowego Katarzyna Szeska powiedziała, że w toku śledztwa nie wyjaśniono "wszystkich okoliczności i nie zebrano kompletnego materiału dowodowego". Dodała, że jest "niespójność" między samą decyzją o umorzeniu a jej uzasadnieniem. Nie podała żadnych szczegółów - śledztwo jest ściśle tajne.

Reklama

Szeska przyznała, że decyzja Prokuratora Krajowego, podjęta w drodze nadzoru służbowego, zapadła już jakiś czas temu (o czym nie informowano).

31 lipca br. zostało umorzone śledztwo ws. przekroczenia uprawnień od 2005 r. do 2007 r. przez Ministra Sprawiedliwości-Prokuratora Generalnego, poprzez polecanie bez podstawy prawnej, szefowi Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, szefowi Centralnego Biura Antykorupcyjnego, komendantowi głównemu policji i dyrektorowi Centralnego Biura Śledczego - składania wobec określonych osób wniosków o zarządzenie kontroli operacyjnej. Drugim wątkiem śledztwa było przekroczenie uprawnień w tym okresie przez szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, poprzez wnioskowanie bez podstawy prawnej, do Prokuratora Generalnego i sądu o zarządzenie takiej kontroli operacyjnej.

Podstawą umorzenia było stwierdzenie - w dwóch punktach, że czynu nie popełniono, w jednym - wobec niestwierdzenia znamion przestępstwa, a w innym - wobec braku "dostatecznych dowodów" przestępstwa.

"Czynności nie pozwoliły na uzyskanie dowodów wskazujących na to, aby którakolwiek z wymienionych służb państwowych naruszyła prawo i obowiązujące w zakresie stosowania podsłuchów reguły postępowania" - podawała wtedy zielonogórska prokuratura. "Nie uzyskano żadnych dowodów na złamanie obowiązujących procedur, związanych ze stosowaniem przez poszczególne służby technik operacyjnych, a w tym kontroli operacyjnych oraz procedur związanych z ujawnianiem, przekazywaniem i przechowywaniem informacji niejawnych" - dodano.

Reklama

Prokurator Krajowy w grudniu 2007 r. przekazał do Zielonej Góry zawiadomienia: przewodniczącego i zastępcy przewodniczącego Komisji ds. Służb Specjalnych Sejmu dotyczące wątpliwości co do legalności stosowania przez policję, CBA i ABW kontroli operacyjnej. Prokuratura Okręgowa w Zielonej Górze w styczniu 2008 r. wszczęła śledztwo własne.

W postępowaniu przesłuchano b. premiera Jarosława Kaczyńskiego, b. ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i b. szefa ABW Bogdana Święczkowskiego. Przesłuchiwani byli również znani z mediów ogólnopolskich dziennikarze, w celu ustalenia numerów telefonów przez nich użytkowanych w okresie objętym postępowaniem.

Reklama

Decyzja nie mogła być inna - tak Ziobro skomentował umorzenie sprawy. Według Ziobry, "opinii publicznej umknął fakt, że z danych statystycznych podawanych przez media wynika, iż za czasów PiS liczba podsłuchów nie wzrosła, ale zmalała". Podkreślił, że prokuratura badając sprawę miała dostęp do wszelkich materiałów w sprawie podsłuchów, i dogłębnie zbadała sprawę, dlatego gdyby ktoś wracał do tej sprawy "naraża się na pozew sądowy".

O nielegalnych podsłuchach miał mówić w 2007 r. przed sejmową speckomisją b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Według niego, do przedłużania podsłuchów miał służyć kruczek prawny, zgodnie z którym możliwy jest podsłuch bez zgody sądu, trwający do pięciu dni. Przed upływem tego czasu wyłączano na chwilę nasłuch. Następnie włączano go powtórnie.

Gdy premier Donald Tusk mówił wtedy, że ma zaufanie do obecnego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, dodawał, że wcześniej w Agencji "nie działo się najlepiej". Szef ABW za rządów PiS Bogdan Święczkowski replikował wówczas, że "podsłuchy były używane jedynie w uzasadnionych przypadkach, zawsze za zgodą sądu".

W 2008 r. ABW podała, że złożyła siedem zawiadomień do prokuratury w wyniku kontroli wewnętrznej działań Agencji z lat 2006-2007. Nieprawidłowości dotyczyły przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariuszy ABW, ujawniania tajemnicy i poświadczania nieprawdy. Śledztwa w tych sprawach prowadzą warszawskie prokuratury - okręgowa i apelacyjna.