"Do wyborów zostało dziewięć miesięcy, a czas pracuje na jego korzyść" - pisze na blogu o Lechu Kaczyńskim Marek Migalski. Jego zdaniem "wszystko tak naprawdę sprzyja nam, sprzyja Lechowi Kaczyńskiemu. I widać to w badaniach opinii publicznej". Europoseł argumentuje, że "premierowi powoli, ale systematycznie słupki maleją, obecnemu prezydentowi powoli, ale systematycznie rosną. Ludzie są coraz bardziej znużeni Donaldem Tuskiem i jego kolegami, a nuda w polityce zabija".

Reklama

"Coraz więcej aferzystów znajdujemy w ekipie PO i zaczyna to docierać do opinii publicznej. W samej partii zaczęła się gra w dwa ognie - toczony jest śmiertelny bój między Tuskiem a Schetyną. Efekty tej wojny domowej będą katastrofalne wizerunkowo i politycznie dla partii rządzącej" - zapowiada Migalski w Salonie24.

Według europosła PiS "politycy Platformy coraz częściej i bardziej ochoczo zaczynają się wzajemnie krytykować i atakować. Dziennikarze zaczynają coraz ostrzej rozliczać leniuszków z rządu z dolce far niente. Bo żeby nie pluć sobie w twarz rano przed lustrem trzeba pokazywać i opisywać bezradność i gapowatość tej ekipy" - wyjaśnia Migalski.

Polityk PiS prognozuje, że "przyszły rok będzie rokiem zaciskania pasa przez zwykłych Polaków, pomimo tego, że rząd zadłuża państwo w sposób niespotykany - znajdzie to swoje odbicie w kieszeniach wyborców i raczej im się nie spodoba. W wyborach wystartują prawdopodobnie Olechowski i Marcinkiewicz, bo wierzą, że naród czeka na ich powrót na białych koniach - a to odbierze głosy właśnie Tuskowi. Pewnie, że przed drugą turą przekażą swoje głosy na jego rzecz, ale ile krzywdy w pierwszej turze zrobią obecnemu premierowi, to nasze".

Reklama

"Przed paroma dniami pisałem o króliczych, bo wystraszonych, oczach Donalda Tuska. Wpatrujmy się w nie - będą coraz większe z każdym tygodniem zbliżania się elekcji prezydenckiej. A zmienią się w oczy smutnej łani w dzień po niej. Bo za rok życzenia na święta z ekranu telewizyjnego, oprócz prymasa, składać nam będzie Lech Kaczyński. Prezydent Lech Kaczyński!" - kończy Migalski.