Ewa Kopacz pędziła na sygnale przez miasto, omijając wszystkie korki - pisze "Fakt".

Pani minister zajechała do Dziecięcego Szpitala Klinicznego. Jak się okazało, w bagażnikach limuzyn wiozła misie, które na oddziale onkologii sprezentowała chorym dzieciom.

"Lepiej niech pani minister zadba, żeby moja córeczka miała leki" - żaliła się przed Ewą Kopacz Barbara Żuk, mama chorej na raka wątroby czteroletniej Martynki.

"Fakt" pisze, że pani minister zapozowała do zdjęć i znów wskoczyła do limuzyny, żeby popędzić na obiad. A po południu - wciąż w królewskim orszaku - pojechała do Katowic.





Reklama