Sam premier Donald Tusk, który na fali sporów na linni rząd - Pałac Prezydencki rzucił pomysł prac nad zmianą konstytucji, oficjalnie wciąż nie przesądza, w którą stronę mają one iść.

"Osobiście jest mi obojętne, czy będzie to system kanclerski, czy prezydencki" - mówił Tusk na antenie TVN 24, podkreślając jednocześnie, że należy skończyć z dwuwładzą, w której prezydent z rządem mogą się wzajemnie blokować.

"Zgodnie z naszym programem jesteśmy zdecydowanie za system kanclerskim" - precyzuje jednak Jarosław Gowin z zarządu PO. I tłumaczy wypowiedź Tuska: "Premier liczy się z tym, że do zmiany konstytucji potrzebna jest duża większość w parlamencie i nie chce na początku dyskusji niczego przesądzać. Musimy być otwarci. Jeśli Platforma na poważnie myśli o zmianie konstytucji, będzie potrzebna duża otwartość. PiS, którego głosy są kluczowe, by zmienić ustawę zasadniczą, ma bowiem zupełnie inne wyobrażenie systemu politycznego".

Jakie? "My swojego stanowiska nie zmieniamy" - mówi Andrzej Dera, który jest współautorem projektu konstytucji PiS sprzed trzech lat. Projektu, który jednoznacznie wzmacnia pozycję prezydenta. Zresztą ta koncepcja powinna być na rękę samemu Tuskowi, który jest naturalnym kandydatem na to stanowisko.

Czy postawienie na system premierowski kanclerski oznacza, że Platforma i Tusk zrezygnowali z tych planów? "Tusk jak każdy obywatel ma prawo ubiegać się o najwyższy urząd w państwie. Te starania nie stoją w sprzeczności z potrzebą przeprowadzenia poważnej debaty konstytucyjnej" - ucieka od odpowiedzi poseł Sebastian Karpiniuk, który z ramienia PO odpowiada za sprawy konstytucyjne.

I zachwala system kanclerski: "Niezależnie od tego, kto w tej chwili pełni władzę wykonawczą, musimy podjąć decyzje dotyczące naszego ustroju. Wydaje się, że teraz, zanim poznamy ostateczną listę kandydatów na prezydenta, ta debata będzie o wiele uczciwsza" - podkreśla Karpiniuk. Zbigniew Girzyński z PiS nie wierzy jednak w czystość intencji PO. Jego zdaniem sprawa zmiany konstytucji to tylko gra ze strony PO, obliczona na zdobycie kapitału politycznego.