Dlatego politycy wypracowali strategie pozwalające tam się dostać. Po pierwsze trzeba mieć dobry wzrok, by wyśledzić kamerę TVN 24. Inne nas nie interesują, bo po co? Kiedy kamera na ramieniu operatora jest już w zasięgu wzroku albo nas filmuje, można zacząć działać.
Strategia pierwsza: "niezguła". Coś potrąci, potknie się, zahaczy o mikrofon, a następnie teatralnie zakłopotany zauważa: "Mam nadzieję, że tego nie graliście". To oczywiście tak na wszelki wypadek, żeby operator nie przeoczył tego wiekopomnego momentu. Sposób na "niezgułę" jest jednak ryzykowny, bo polityk pokazuje się jako popełniający błąd, a to może być błąd.
Strategia druga: "z tej strony mnie nie znacie". Polityk szykuje się do wejścia na antenę i ujawnia swoje nieznane ja: śpiewa - jeśli nie ma głosu, dowcipkuje - jeśli jest ponurakiem. Oczywiście wszystko na końcu kwitowane jest uśmiechem zakłopotania: "Wiecie, zapomniałem się".
Strategia trzecia: "kokiet". Zaczesze włosy, poprawi krawat, po czym powie: "Tylko nie dawajcie tego Sianeckiemu" (w końcu dziennikarz też człowiek, lubi, jak polityk zwraca się do niego). Sukces murowany.
Po czym wieczorem nasz bohater zasiada w fotelu i z dumą ogląda swoje występy. I może powiedzieć jak Juliusz Cezar w "Asteriksie": "Ave Ja".