Współpracownicy Donalda Tuska nie chcą komentować tej sprawy. Ale na pewno nie powtórzą się sceny z października czy grudnia, gdy szef rządu i prezydent pokłócili się o to, kto reprezentuje Polskę. Wówczas doszło do głośnych i gorszących sporów o samolot rządowy.
Czy tym razem kłótni nie będzie, bo otoczenie premiera pogodziło się z wolą prezydenta? Niekoniecznie. Na pewno rządowi nie zależy teraz na prowokowaniu kolejnego konfliktu na szczytach władzy. Ale jest i drugi powód. Jak ustaliliśmy, już tydzień po szczycie Trybunał Konstytucyjny zajmie się rozstrzygnięciem sporu kompetencyjnego między premierem a prezydentem. "Potwierdzam, że biuro TK poinformowało nas o terminie takiej rozprawy" - powiedział nam szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak.
>>> Bruksela nie dla prezydenta
Po październikowej awanturze, w wyniku której prezydent wbrew woli rządu przybył na unijny szczyt, rząd złożył w TK wniosek, by to sędziowie orzekli, kto odpowiada za kształt polskiej delegacji i czyje stanowisko może być tam prezentowane. "Przedmiotem wniosku jest rozstrzygnięcie, czy o uczestniczeniu prezydenta w posiedzeniu Rady Europejskiej decyduje on samodzielnie, czy też (...) ostateczna decyzja w tym zakresie (w razie nieuzgodnienia stanowiska między prezydentem wyrażającym chęć uczestniczenia w szczycie i premierem) należy do Prezesa Rady Ministrów" - tak brzmi fragment wniosku Donalda Tuska.
Nawet byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego mówili wówczas, że wątpią, by taki wniosek został rozstrzygnięty. Dlaczego? Bo dotychczas każda próba uzyskania takiej wykładni w kwestii rozdziału władzy wykonawczej kończyła się odmową ze strony sędziów. Co mówią dzisiaj? "Dobrze, że się tym zajmą, i mam nadzieję, że zapadnie rozstrzygnięcie" - mówił nam prof. Marek Safjan, były prezes TK. Ma nadzieję, że ewentualne orzeczenie przynajmniej zmniejszy skalę konfliktu wokół kształtowania polityki europejskiej.
>>> Ekipa prezydenta grozi premierowi procesem
A co na to obie strony tego sporu? To, że Trybunał zajmie się wnioskiem premiera, wcale nie wzbudziło wielkiego entuzjazmu w jego otoczeniu. "Dla nas najważniejsze jest samo rozstrzygnięcie, ale boimy się, że sędziowie będą się bali podjąć decyzję i zajmą wymijające stanowisko" - mówi bliski współpracownik szefa rządu. Jeszcze ostrożniej podchodzi do sprawy Kancelaria Prezydenta. "W tej chwili będzie nieelegancko to komentować. Czekamy na orzeczenie" - stwierdził jeden z ministrów, odmawiając oficjalnego komentarza.
Jeszcze w październiku, gdy wniosek wpłynął do Trybunału, prezydenccy ministrowie nie zostawiali na nim suchej nitki. "Przypuśćmy, że Trybunał rozstrzygnie, iż rację ma premier, iż to on ustala składy delegacji, bo przecież konstytucja nie mówi o szczytach UE. Czy wówczas może wbrew woli prezydenta wpisać go do jakieś delegacji? No chyba tak, jeżeli ustala" - dywagował szef prezydenckiej kancelarii Piotr Kownacki.