100 tys. złotych miał przekazać Ungierowi dziewięć lat temu przed kampanią wyborczą jeden ze znanych krakowskich biznesmenów Rafał R. Prokuratorzy twierdzą, że Marek Ungier nie przekazał tych pieniędzy na fundusz wyborczy. Nie wiadomo co z nimi zrobił. Pieniądze miały być przekazane w gotówce i bez żadnych pokwitowań - podaje RMF FM.

Reklama

Marek Ungier zaprzecza, jakoby był zamieszany w aferę. "To kompletna głupota. Rozumiem, że prokuratura musi sprawdzać każdą ewentualność, także nagłe olśnienie łapówkarza". Dodał, że zostanie przesłuchany przez prokuraturę pod koniec czerwca. "Stawię się w Krakowie i udzielę wszelkich wyjaśnień. I dopiero wówczas powiem mediom , co o tym wszystkim naprawdę myślę" - zapowiedział.

Zarzuty dla Marka Ungiera postawiono w toku śledztwa dotyczącego nielegalnego finansowania lewicy. Z informacji uzyskanych wówczas przez PAP wynika, że sprawa nielegalnego finansowania lewicy dotyczy kwoty co najmniej 300 tys. złotych, jaka między 1997 a 2001 rokiem miała zasilić fundusz partyjny SLD i fundusze na kampanię prezydencką Aleksandra Kwaśniewskiego w 2000 roku.

W śledztwie, które trwa już kilka miesięcy, przesłuchano już m.in. Aleksandra Kwaśniewskiego i innych polityków lewicy.