Wrogości między Pawlakiem a Tuskiem przed posiedzeniem rządu nie można było zauważyć. Gdy Donald Tusk przyszedł do sali posiedzeń, lider PSL już tam był. Jak zawsze siedział po lewej stronie szefa rządu. Tusk, wchodząc, przywitał uściskiem dłoni wszystkich swoich ministrów. Gdy podszedł do Pawlaka, uśmiechnął się, podał dłoń i coś do niego szepnął. Co? Tego nie było słychać.

Reklama

>>>Tusk nie spotkał się z Pawlakiem sam na sam

Wicepremier odpowiedział równie cicho i odwzajemnił uśmiech. Później dziennikarze zostali wyproszeni z sali. Czekali na finał, czyli zapowiadaną dzień wcześniej przez premiera Donalda Tuska rozmowę z Waldemarem Pawlakiem. Szef rządu miał wyjaśnić sprawę wywiadu wicepremiera dla "Newsweeka", w którym lider PSL skrytykował PO i plany prywatyzacji. Jednak po posiedzeniu rządu nieoczekiwanie okazało się, że nie ma potrzeby takiego spotkania. Dlaczego? Rzecznik rządu Paweł Graś odpowiedział, że obaj politycy widzieli się przez pięć godzin podczas posiedzenia Rady Ministrów. A na ponawiane pytania o zamiary premiera Tuska odpowiedź z jego strony była jedna: "Sytuacja w koalicji jest stabilna".

>>>Premier uspokaja: Koalicja się trzyma

W wieczornym wywiadzie dla TVN24, Waldemar Pawlak wypowiadał się w sposób stonowany, choć z żadnego ze swoich stwierdzeń pod adresem PO się nie wycofał. "Rozmowy z premierem nie było, ale niewątpliwie wkrótce będzie spotkanie w koalicji o bardzo szczegółowych sprawach politycznych" - zapowiadał lider PSL. Zarówno on i inni politycy jego partii nie zostawiają wątpliwości. Punkt zapalny może być jeden: prywatyzacja.

Partia Pawlaka chce ograniczyć prywatyzacyjne zapędy ministra skarbu. Na razie jej się to udało. Mimo wcześniejszych planów resortu skarbu rząd nie zajął się tym wczoraj. Zamiast tego Komitet Stały Rady Ministrów zdecydował, że powstanie specjalny zespół, którym pokieruje minister Michał Boni. Po co? Ma przeanalizować prywatyzacyjne zamiary ministra Aleksandra Grada pod kątem konieczności zmiany prawa i rządowych programów dla poszczególnych sektorów, np. energetyki. A to domena ministra gospodarki - czyli Waldemara Pawlaka.

Ale to nie koniec. Ludowcy chcą, by zostały przygotowane wyliczenia, czy dla załatania dziury budżetowej nie można znaleźć pieniędzy gdzie indziej niż w sprzedaży majątku państwowego."Decyzje w tej sprawie zapadły już w kierownictwie koalicji" - mówi jeden z polityków Stronnictwa. Jak zapewnia, PO i PSL mają policzyć, co można jeszcze wycisnąć w ramach oszczędności budżetowych. W grę wchodzi np. zwiększenie ściągalności podatków, np. VAT, ale też dochodowego od firm.

Reklama

"Nie każdy urzędnik musi też mieć kierowcę. A poza tym jak to jest, że u nas hipermarkety mają jeden procent zysku, a w Niemczech czy Francji kilkanaście? Podatek płaci się też od zysku" - przekonuje jeden z liderów PSL.

Ludowcy liczą, że w ten sposób uda się zgromadzić kilka lub kilkanaście miliardów złotych. Chcą, by o zaoszczędzoną sumę zmniejszyć dochody z prywatyzacji, które mają zasilić budżet. "Takie dodatkowe ekspertyzy i analizy są potrzebne. Nikomu nie zaszkodzą, a mogą nas ustrzec przed pochopnymi ruchami" - mówi Ewa Kierzkowska, wiceprezes PSL.

Co na to minister skarbu? Na razie Aleksander Grad liczy, że z prywatyzacji uzyska niemal 37 md zł. Ta suma ma pozwolić rządowi - zgodnie z piątkową obietnicą premiera Donalda Tuska - na uniknięcie w przyszłym roku podwyżki podatków. Jednak resort skarbu nie dziwi się, że PSL domaga się wyliczeń. "To logiczne. Skoro my mieliśmy przygotować, ile możemy dać budżetowi, to powinni też zrobić to inni" - mówi urzędnik ministerstwa.