Najbardziej zaufany człowiek Wałęsy miał tłumaczyć, że podłożył podsłuch, bo... łatwiej było mu spisywać oficjalne rozmowy prezydenta. Służbom specjalnym te wyjaśnienia wystarczyły i nie skierowały sprawy do prokuratury.
Ale po 13 latach były prezydent Lech Wałęsa jest mocno zaskoczony. Zdziwiony wydusił jedynie: "Nie wiem, po co ktoś miałby zakładać mi podsłuch". Nie wierzy w to, żeby szef jego kancelarii "bawił się w takie rzeczy".
Informację "Życia Warszawy" za bzdurę uważa też sam Mieczysław Wachowski. Twierdzi, że to jakaś przedwyborcza gra, a faktu przyznania się do założenia podsłuchu swojemu szefowi nie pamięta. "Musiałbym zobaczyć dokumenty, o których pisze gazeta" - mówi. "ŻW" twierdzi, że dotarło do nieujawnionych dotąd akt UOP, dotyczących tej sprawy.