Hillas miał powiedzieć w trakcie rozmowy w kancelarii premiera, że gdyby wicepremier rządu, na przykład w Niemczech, Danii czy Francji, wypowiedział takie słowa, zostałby odwołany. Zareagował tak na zadane kilka dni temu przez Giertycha pytanie o liczbę niewinnych ofiar, które zginęły w Iraku w ostatnich trzech latach.
Po rozmowie z ambasadorem jeden z sekretarzy stanu w kancelarii Leszek Jesień napisał notatkę, do której dotarli dziennikarze. Wynika z niej, że jednym z tematów dyskusji była sytuacja cywili w Iraku. I wtedy właśnie ambasador zdobył się na sugestię na temat konsekwencji pytania, zadanego przez wicepremiera.
Giertych zdenerwował się nie na żarty. Natychmiast wysłał do szefowej MSZ Anny Fotygi list z żądaniem "podjęcia stanowczej interwencji w stosunku do tych niedopuszczalnych praktyk ingerencji w wewnętrzne sprawy naszego kraju". Kopie tego pisma trafiły też na biurka prezydenta i premiera. Na razie nie było reakcji.
Departament Stanu USA oświadczył lakonicznie, że Hillas nie domaga się dymisji Giertycha.