Prokuratura uznała, że wysyłanie policyjnego patrolu po hamburgery na polecenie wiceministra nie ma znamion przestępstwa i nie zamierza wszczynać śledztwa w tej sprawie - pisze DZIENNIK.
Afera wybuchła, kiedy DZIENNIK ujawnił, że wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Marek Surmacz wezwał patrol tylko po to, by kupił hamburgery i dostarczył je jego koleżance, wiceminister Elżbiecie Rafalskiej podróżującej pociągiem. Wszyscy widzieli w tym nadużycie i wykorzystywanie funkcjonariuszy, na których utrzymanie płacimy z naszych podatków. Wszyscy, ale nie przełożony Surmacza Ludwik Dorn, który tłumaczył, że jego zastępcą kierowała zwykła ludzka uczynność.
Sprawa trafiła do prokuratury. Ale, okazuje się, że z resortem spraw wewnętrznych nikt zadzierać nie chce. Prokurator bowiem właśnie doszedł do wniosku, że to nic strasznego. Nie dopatrzył się też nadużywania władzy przez Surmacza. To ciekawe, bo gdyby policjantów o przywiezienie kanapek poprosił nie wiceminister z resortu, pod który podlegają, ale przeciętny Kowalski, miałby z tego same nieprzyjemności. A hamburgerów na pewno na oczy by nie zobaczył. No, chyba że poszedłby po nie sam...