Zawartość dokumentu, nad którym pracował minister likwidator WSI Antoni Macierewicz, wszyscy poznamy w piątek. Rąbka tajemnicy uchylił jednak wcześniej Andrzej Lepper, który podobnie jak m.in. prezydent i premier już do niego zajrzał.

"Nic wstrząsającego" - twierdzi Lepper. Bo, według niego, nie ma tam nic prócz nazwisk kilku znanych polityków. Jakich? Tego nie zdradził.

Wprawdzie, jak mówi, dopiero przekartkował raport z weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych, ale - widać - tyle wicepremierowi wystarczyło, żeby już wydać krytyczną opinię. "Dzisiaj mogę podejrzewać, że w WSI byli dobrze wyszkoleni ludzie i jeżeli gdziekolwiek są nazwiska, z kim oni współpracowali, to na pewno nie w tym raporcie. Uważam, że prawdziwi współpracownicy WSI są głęboko ukryci" - wyjaśnia Lepper.

Trzeba przyznać, że u tych, którzy już zapoznali się z raportem, budzi on skrajne emocje. Dla marszałka Marka Jurka jest "ciekawy i poważny", z kolei dla wiceszefa rządu Romana Giertycha "wprowadza gigantyczny chaos".

Co do jednego wszyscy są jednak zgodni - z dokumentu czarno na białym wynika, że w WSI nieprawidłowości były. A jego niedociągnięcia wynikają tylko z tego, że jest niedokończony. "Powstał na zamówienie w określonym czasie, dlatego on nie ma zachwycać, a ma pokazać prawdę" - broni dokumentu minister koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann.

Raport dotyczy przestępczej działalności żołnierzy i współpracowników WSI. Ma także ujawnić, które osoby na kierowniczych stanowiskach państwowych wiedziały o nadużyciach w służbach. A mimo to nie zareagowały.