"W polityce zdarzają się oskarżenia wypowiadane przez poważne osoby wobec poważnych ludzi, które czasami się nie potwierdzają. I tak też było w tym przypadku" - tłumaczył się wcześniej Kurski, który - chcąc uniknąć kary finansowej - przeprosił Tuska. Ale szef PO przeprosin nie przyjął i chciał, by o winie zdecydował sąd.

Wszystko dlatego, że w czerwcu ubiegłego roku, w programie TVN, Kurski mówił, że PZU finansowało kampanię prezydencką Donalda Tuska. PZU miało oddać Platformie za 3 proc. wartości powierzchnię na billboardach, które wykorzystywano w kampanii "Stop wariatom drogowym". Te informacje się jednak nie potwierdziły i prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie.

Wtedy Kurski znalazł nowe rewelacje. Stwierdził, że choć śledztwo nie udowodniło finansowania kampanii Tuska przez PZU, to wykazało ono wielomilionowe wyprowadzenia z firm, które obsługiwały kampanię PO - poznańskiej agencji reklamowej Just i domu medialnego Media Concept. Obie firmy pozwały Kurskiego za pomówienie.

Dziś sąd w procesie Tusk kontra Kurski uznał, że wypowiedzi Jacka Kurskiego naruszyły dobre imię nie tylko samego Donalda Tuska, ale też całej Platformy Obywatelskiej. Kurski musi przeprosić Tuska w przygotowanych przez sąd oświadczeniach - w gazetach i telewizjach. Wyrok jest nieprawomocny. Po wyjściu z sądu Kurski zapowiedział, że - wspólnie z prawnikami - zastanowi się nad apelacją.