Kiedy policjanci przywieźli do aresztu oskarżonego o gwałt, molestowanie i zlecenie porwania Łyżwińskiego, powitały go gwizdy i okrzyki "pedofil!". Jednak zgodnie z regulaminem aresztantom nie wolno używać takich słów. Strażnicy szybko ustalili, kto obrażał posła. Skończyło się na dyscyplinarnych karach. Kilku osadzonych nie będzie miało widzeń, innym wstrzymano paczki żywnościowe.

Reklama

Według adwokata Wiesława Żurawskiego, który reprezentuje Łyżwińskiego, okrzyki sprowokował inny aresztowany w związku z seksaferą. Mecenas nie powiedział o kogo chodzi, ale w łódzkim areszcie siedzi od lutego Jacek Popecki, były asystent Łyżwińskiego. Czyżby to jego sprawka? Dyrekcja aresztu nie chce tego potwierdzić, ale zapowiedziała, że w przyszłości nie dopuści do podobnych incydentów.

Mecenas Żurawski skierował także do prokuratury pismo, w którym Łyżwiński wyraża obawy o swoje bezpieczeństwo. Prokuratura bada tę sprawę. Jeśli stwierdzi, że posłowi cokolwiek zagraża, to Łyżwiński zostanie przeniesiony do innego aresztu.

Sąd aresztował Łyżwińskiego w niedzielę. Dostał siedem zarzutów, w tym gwałtu, wykorzystania seksualnego czterech kobiet oraz podżegania do porwania biznesmena. Poseł się nie przyznaje. Grozi mu 10 lat więzienia.