Polscy dziennikarze - Arleta Bojke z TVP, Przemysław Marzec z RMF FM i Marek Osiecimski z TVN24 oraz ich operatorzy - zostali w piątek zatrzymani w Smoleńsku przez żołnierzy rosyjskich pod zarzutem wejścia na teren wojskowy.
Bojke powiedziała PAP, że zatrzymano ich, gdy zbliżyli się do drutu kolczastego, za którym na lotnisku Siewiernyj leżą szczątki polskiego Tu-154M, który rozbił się 10 kwietnia. Zatrzymani przebywają na terenie jednostki wojskowej koło lotniska; są w kontakcie z przebywającym tam konsulem RP. Konsul interweniował już w sprawie zatrzymania w jednostce wojskowej i u władz obwodowych.
Wiceszef sejmowej komisji spraw zagranicznych Robert Tyszkiewicz (PO) powiedział PAP, że zatrzymanie dziennikarzy jest zaskakujące i może być w Polsce bardzo źle odebrane. "Na pewno jest to zaskakująca i bardzo przykra wiadomość, która przy obecnym stanie polskiej wrażliwości nie może być dobrze odebrana przez polską opinię publiczną" - powiedział Tyszkiewicz.
Podkreślił, że obecnie jest zbyt mało informacji, aby stwierdzić, jaki był powód zatrzymania dziennikarzy. "Na razie nie wiemy, czy polscy dziennikarze nie naruszyli jakichś regulacji typowych dla lotniska wojskowego. Byłoby bardzo przykro, gdyby zatrzymanie miało jedynie związek z dokumentowaniem miejsca katastrofy" - zaznaczył poseł PO.
Wyraził nadzieję, że ten "przykry incydent" zostanie szybko wyjaśniony i zakończy się zwolnieniem dziennikarzy.
Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński - odnosząc się do zatrzymania dziennikarzy - powiedział, że "cała sprawa śledztwa jest jednym wielkim skandalem i nieustannym pokazywaniem Polakom i polskiemu rządowi, mimo jego łaszenia się do Rosji, gdzie jest jego miejsce". "Jego miejsce jest bardzo, bardzo nisko. To jest nieustannie, demonstracyjnie pokazywane. To kolejny akt w ramach przedsięwzięcia obniżenia rangi Polski" - powiedział Kaczyński.
"I że Rosjanie to robią w ramach obecnej neoimperialistycznej polityki można w jakiejś mierze zrozumieć. Taka politykę dzisiaj prowadzą. Ale dlaczego polski rząd w tym pomaga, tego nie rozumiem" - dodał.
W ocenie posła PiS Karola Karskiego zatrzymanie dziennikarzy jest zaskakujące i pokazuje, że strona rosyjska chce utrzymać w tajemnicy informację o stanie lotniska i stanie wraku samolotu. "Ten przykry incydent pokazuje, jak polscy dziennikarze są traktowani w Rosji, gdy chcą w jakiś sposób zbliżyć się do prawdy i wyjaśnić okoliczności katastrofy" - podkreślił wiceszef sejmowej komisji spraw zagranicznych.
Ocenił, że to zatrzymanie jest jednocześnie "efektem całkowicie pasywnego zachowania polskiego rządu", w kwestii wyjaśnienia przyczyn katastrofy TU-154M.
W wydanym w piątek oświadczeniu klub PiS wezwał rząd i prezydenta Bronisława Komorowskiego do podjęcia natychmiastowych działań zmierzających do "przywrócenia wolności i swobody wykonywania zawodu polskim dziennikarzom zatrzymanym w Smoleńsku podczas filmowania wraku TU-154 M" . "Przypominamy władzom Polski i Federacji Rosyjskiej, że jest to wojskowy statek powietrzny będący własnością Rzeczypospolitej Polskiej" - podkreślono w komunikacie przesłanym PAP.
Tadeusz Iwiński (SLD) uznał zatrzymanie dziennikarzy za zaskakujące. "Trzeba spokojnie poczekać na wyjaśnienia i nie dolewać oliwy do ognia" - dodał.
Jego zdaniem, na lotnisku w Smoleńsku prawdopodobnie doszło do jakiegoś "przykrego nieporozumienia", które zostanie szybko wyjaśnione. "Polscy dziennikarze weszli na teren lotniska wojskowego i być może były tam jakieś tablice, które zakazywały wejścia w tę strefę. Wydaje mi się, że ze strony rosyjskiej mamy do czynienia z działaniami o charakterze nadgorliwości i ta sprawa szybko się wyjaśni" - powiedział Iwiński.
Było to już drugie zatrzymanie polskich dziennikarzy w Smoleńsku tego dnia. Po raz pierwszy do zatrzymania doszło na terenie lotniczych zakładów remontowych. Pod zarzutem wejścia na teren zamknięty dziennikarzy zatrzymała służba ochrony zakładów i zawiadomiła o tym władze obwodowe, a te skontaktowały się z polskim konsulem. Wkrótce potem dziennikarzy wypuszczono.