"Nie chcę się już dłużej zajmować tą partią. Niech koledzy Kuchciński i Błaszczak robią, co chcą. Mnie to już nie interesuje. Pępowina została odcięta" - mówi tygodnikowi "Wprost" poseł PiS Paweł Poncyljusz." Od kiedy po kolei jesteśmy wyrzucani, Jarosław Kaczyński przestaje być dla nas tematem.(...) - Nie jestem w stanie tego psychicznie znieść. Takiego podwójnego życia. To wszystko na próżno. Mam dość oszukiwania się, że z tej mąki będzie chleb" -dodaje.

Reklama

Polityk przyznaje, że to nie jest decyzja ostatnich godzin. Z partii zdecydował się odejść w dzień ataku na biuro europosła PiS." Miałem rozmowę, z której wynikało, że jeśli nie okładam się maczugami z Platformą, to nie traktuję katastrofy smoleńskiej w kategoriach mordu, jeśli nie warczę na PO, to stwarzam ryzyko, że zdradzę i przejdę do nich" - tłumaczy Poncyljusz.Bo, według niego jedyną szansą na wygraną Jarosław Kaczyński ma, gdy będzie ostro atakował PO.

"Skończył się syndrom <psa na łańcuchu>, który boi się uciec, bo nie wiadomo, co jest za bramą. Używając tej psiej terminologii – ja wychodzę z tego podwórka za bramę. Może mnie hycel złapie i zawiezie do najbliższego schroniska. Ale może się uda" - mówi "Wprost" Poncyljusz. Będzie więc razem z kolegami, którzy zostali wyrzuceni, bądź sami odeszli, zakładał partię. Jeżeli my dzisiaj pewnych rzeczy nie zrobimy, to nasze dzieci za parę lat powiedzą: gdzie byliście, jak myśmy dorastali? Czy łatwiej nam się studiuje, zdobywa dobrą pracę itp" - wyjaśnia