Jarosław Kaczyński wrócił do 19 czerwca 2005 roku. Jego zdaniem, wypowiedzeniem wojny PiS było wystąpienie Donalda Tuska w hali Torwaru w Warszawie. Tego dnia odbywała się tam konwencja Platformy przed wyborami prezydenckimi. Szef PiS wspominał przemówienie obecnego premiera jako bardzo ostry atak na swoją partię.

Reklama

Wspomniał też ataki na Lecha Kaczyńskiego. "Proszę przypomnieć sobie los świętej pamięci prezydenta z panem Palikotem i innymi politykami PO, którzy zachowywali się w sposób haniebny, nie można tu wykluczyć pana Donalda Tuska" - mówił w programie "Warto rozmawiać" Jana Pospieszalskiego.

Prezes Prawa i Sprawiedliwości nie ukrywał, że jego partia ma ambicję przejąć władzę w Polsce po najbliższych wyborach parlamentarnych. Jarosław Kaczyński mówił, że trzeba zakończyć "eksperyment z rządami PO, które skończyły się niepowodzeniem". Podkreślał, że do wyborów jego ugrupowanie pójdzie "wielkim frontem ludzi, którzy chcą zmienić Polskę".

Zdaniem szefa największej partii opozycyjnej, raport rosyjskiego MAK o katastrofie w Smoleńsku był momentem, kiedy Polacy zauważyli, że "rząd nie jest nieomylny". Podkreślił, że "przeświadczenie, że w sporze to Donald Tusk ma rację" zostało radykalnie naruszone".

Kaczyński dodał, że reakcja szefa rządu na raport MAK była nieodpowiednia i zaprzeczała temu, zapowiadał wcześniej. Nawiązał w ten sposób do oświadczenia Donalda Tuska, który stwierdził po przesłaniu projektu rosyjskiego dokumentu, że jest on nie do przyjęcia.