"Trochę się zmieniło, ale nie radykalnie. Oczywiście, zmieniła się ranga spotkań, wyjazdów, w których towarzyszę mężowi jako prezydentowi" - mówi Anna Komorowska. Tłumaczy, że różnica między rolą marszałka Sejmu a rolą żony prezydenta nie jest dramatycznie wielka. I zapewnia, że nie czuje się zamknięta w klatce.

Reklama

"Mąż często chodzi na piechotę z Belwederu, gdzie mieszkamy, do Pałacu Prezydenckiego, gdzie pracuje. Ja staram się jak najczęściej być na basenie. Zdarza się nam pójść z wnukami na spacer do Łazienek. Do kina i teatru chodzimy nie tylko z oficjalnym zaproszeniem" - wylicza Pierwsza Dama.

Anna Komorowska przyznaje, że nie ma sprecyzowanego pomysłu na swój program. W jej przypadku jest to - jak mówi - odpowiadanie na rozmaite prośby. "Chętnie zgadzam się na patronowanie różnym inicjatywom prozdrowotnym, w celu zwiększania świadomości dotyczącej ochrony zdrowia. Wspomagam działania służące edukacji, kulturze, ochronie środowiska" - tłumaczy.

Pytana o wpadki, które wytykane są jej mężowi, wyznała, że nie za się nimi przejmuje. "Zawsze próbuje rozróżnić, czy to jest krytyka, czy krytykanctwo. Jeśli krytyka, to zastanawiam się, czy słuszna. Jeśli krytykanctwo, to śmiejemy się z tego razem" - tłumaczy. Anna Komorowska przyznaje też, że jednym z medialnych cytatów, który wszedł na stałe do kanonu rodzinnych żartów, jest informacja o tym, że prezydent "rzuca pracę o godzinie 18 i gna do domu, bo Anka czeka na niego z kolacją". "Takie rzeczy piszą ludzie mało zorientowani w realiach naszego życia, bo odkąd mąż został prezydentem, wspólną kolację w Belwederze jedliśmy może z pięć razy. Jedynym rytuałem dnia, który udało nam się zachować, jest poranna kawa" - przekonuje prezydentowa.