W Sejmie trwa debata nad wnioskiem Sojuszu o odwołanie ministra finansów Jacka Rostowskiego.
Kopyciński podkreślał, że Rostowski - jako konstytucyjny minister - odpowiada za stan finansów państwa i politykę finansową państwa, ale zadaniom tym nie sprostał, "doprowadzając w okresie swojego urzędowania do najgorszego stanu finansów publicznych od 20 lat".
Zaznaczył, że opozycja "otwiera oczy rządu" na problemy przeciętnych Polaków, których ten nie chce dostrzec. Jego zdaniem to rząd, a nie spekulanci, ponosi odpowiedzialność za drożyznę. Ocenił też, że przerzucono koszty wychodzenia z kryzysu na najuboższych.
Kopyciński mówił, że w ciągu czterech lat, od kiedy władzę przejęła koalicja PO-PSL, cena metra sześciennego gazu wzrosła o 25 proc., a energia elektryczna podrożała o 38 proc., woda o 60 proc., węgiel o 46 proc. "O ile w tym okresie wzrosły pensje, wzrosły świadczenia?" - pytał poseł, zaznaczając, że średnio koszty opłacenia rachunków wzrosły o 40 proc.
Poseł obarczył Rostowskiego odpowiedzialnością za pogłębiające się obszary biedy. Wskazał, że 2 miliony polskich dzieci straciło prawo do zasiłków, bo zamrożono kryterium dochodowe uprawniające do pomocy. "Wbrew temu co rząd twierdzi, wciąż spada siła nabywcza świadczeń i płac" - mówił.
Zarzucił Rostowskiemu, że myśli tylko w perspektywie wyborów: samorządowych, prezydenckich, parlamentarnych, a jego polityka to nie walka z kryzysem, tylko administrowanie nim. "Swoim następcom minister Rostowski zostawi tylko długi. (...) Coraz większą część przychodów budżetowych trzeba wydawać na obsługę zadłużenia" - mówił.