Minister finansów nie musi martwić się o wynik dzisiejszej debaty nad wotum nieufności, bo głosy PiS, PJN i SLD to za mało, by go odwołać. Jarosław Kaczyński tłumaczy jednak, że to działanie miało sens. "Nikt nam później nie zarzuci, że nie stawialiśmy tych spraw, a ci, którzy tych panów podtrzymają, wezmą - po raz kolejny zresztą - za to pełną odpowiedzialność. Mają teraz okazję ich nie podtrzymywać" - wyjaśnia były premier.

Reklama

Według Jarosława Kaczyńskiego wnioski takie jak ten złożony przez SLD "są okazją, żeby pokazać pewne kwestie merytoryczne, ale i personalne". "To znaczy, nie wszyscy ludzie się nadają do tego, by być ministrami" - zaznacza prezes PiS.

Przebieg debaty, łącznie z treścią przemówień obrońców ministrów, były zdaniem Kaczyńskiego z góry do przewidzenia i dlatego on wolał oddać się pracy na rzecz swojej partii. "Jest coś takiego jak ekonomia czasu. Ja tutaj bym po prostu siedział i - uczciwie mówiąc - czas tracił. Nie za to biorę pensję żeby tracić czas" - tłumaczy Kaczyński.

Pytany, czy jego zdaniem trafne jest porównywanie Donalda Tuska - jeśli chodzi o zadłużanie kraju - do Edwarda Gierka, Kaczyński nie ma żadnych wątpliwości.

"W Polsce zastosowano ukryty pakiet stymulacyjny. Zrobiono to za pożyczone pieniądze i zrobiono to w stylu Gierka. To jest przecież rzecz zupełnie oczywista. Tak właśnie działał (...) Edward Gierek, przy czym za jego czasów przynajmniej troszkę różnych rzeczy zbudowano" - ocenia lider PiS.