Jeden z eurodeputowanych mówi gazecie, że już wkrótce po opublikowaniu przez "Wprost" nieautoryzowanej rozmowy z Tadeuszem Cymańskim, w którym miał on skrytykować szefa partii, miał informację o kulisach intrygi. Według niego, wymyślili ją Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski, politycy PiS wyjątkowo mało widoczni w czasie kampanii wyborczej. Do udziału w spisku mieli przekonać właśnie Cymańskiego, on i tak nie ma nic do stracenia. "Za dwa lata, jeśli szefem PiS będzie Kaczyński, nie znajdzie się przecież na listach do europarlamentu, więc już od poniedziałku biegał po mediach" - mówi europoseł.
I teraz zareagować ma Jarosław Kaczyński. Szef PiS może niepokornego Cymańskiego w partii zostawić. Ale to - jak zauważa "Polska The Times" - będzie sygnałem dla innych, że każdy może mówić, co chce. Drugą opcją jest wyrzucenie europosła z partii. "Wtedy Tadek złoży do sądu powszechnego skargę na wyrzucenie z partii, a sąd rozpatrzy ją pozytywnie, bo nie można kogoś wyrzucać z ugrupowania za prywatne rozmowy" - mówi rozmówca gazety. I dodaje: "Ziobro z Kurskim idą na przejęcie władzy w PiS i to ich pierwszy krok: przez historię z Tadkiem chcą drogą prawną doprowadzić do demokratyzacji w partii".
Sami rzekomi autorzy intrygi zapewniają, że nie przygotowali żadnego spisku. "Po pierwsze, nie ma żadnych ziobrystów. Jest środowisko, które chce, aby Prawo i Sprawiedliwość było silną partią i wygrywało wybory" - mówi w rozmowie z "Polską" Zbigniew Ziobro. "Poseł Cymański, rozmawiając z dziennikarzem, był wzburzony, kierowały nim niepotrzebne emocje. Za swoje niefortunne słowa Tadeusz przeprosił. Ale groźby kierowane pod jego adresem były równie niestosowane, bo nie można za powiedzenie prawdy, że przegrana jest porażką, publicznie grozić wyrzuceniem z partii" - dodaje.
Jeśli rzeczywiście teoria o intrydze wewnątrz PiS nie jest prawdą, to zachowanie Tadeusza Cymańskiego jest co najmniej nieostrożne. Europoseł z dziennikarzem, który nieautoryzowaną wypowiedź opublikował pod nazwiskiem, miał rozmawiać po raz pierwszy. A tymczasem politycy na delikatne tematy godzą się dyskutować tylko z dobrze sobie znanymi dziennikarzami, co do których wiedzą, że zastrzeżenie "off the record" zostanie uwzględnione.