Leszek Miller zapewniał, że SLD pozostanie odrębną partią o określonej tożsamości, "partią, która współpracuje z innymi, ale się z nimi nie łączy". Być może powstanie jedna lista do Europarlamentu, ale przyszłość jest niewiadoma i wiele się jeszcze może zdarzyć - zastrzegał szef SLD.

Reklama

Miller przyznał, że cała akcja, której finałem miałby być połączenie Sojuszu z Ruchem Palikota, zdumiewa go. To przypomina "Skrzypka na dachu", tam była taka swatka, która wykonywała taką misję. Pośpiech, z jakim zachwala się urodę panny młodej, budzi w nas uzasadnione podejrzenia. Wolimy trochę poczekać, zapalić światło i przyjrzeć się dokładnie - ironizował szef SLD.

Szef SLD unikał mówienia o Aleksandrze Kwaśniewskim i jego misji rozmów z obiema partiami. Mówił za to o Januszu Palikocie. Ja i moja partia widzimy w Ruchu Palikota głównie ugrupowanie bogatych antyklerykałów. Antyklerykalizm nie oznacza lewicowości, bo przecież na świecie jest mnóstwo partii o prawicowym charakterze, które też są antyklerykalne - podkreślił Miller. I tłumaczył, że SLD nie może się zjednoczyć z ugrupowaniem, którego lider postulował krok, w efekcie którego stawka VAT na żywność wzrosłaby o 13 procent, a a leki o 10 procent.

Trwa ładowanie wpisu

Bagatelizował też słowa Palikota, który nazwał SLD najpierw "zużytymi gaciami", a potem zmienił je na "gacie w praniu". Przypomniał, że Palikot zapowiadał też przejście tysięcy działaczy Sojuszu do Ruchu Palikota. Zauważyła pani, że już tak nie mówi? Nie mówi, bo przeszło sześć osób. Żałuję tych sześciu osób, ale Janusz Palikot mówi i lubi mówić różne rzeczy - dodał.

Reklama