Olądam miotanie się Bartosza Arłukowicza i mam nieodparte wrażenie, że został zupełnie sam(...) Minister jest coraz bardziej spocony, coraz bardziej osamotniony i coraz bardziej nerwowy - pisze na swoim blogu w Salon24 Marek Migalski.

Reklama

Jego zdaniem widać, że Arłukowicz został specjalnie pozostawiony samemu sobie. Ewa Kopacz, która jest główną bohaterką tego zamieszania nagle straciła ochotę do pojawiania się w mediach, a premier zabrał głos jedynie raz – i to w takim tonie, który mógł jedynie rozsierdzić lekarzy i wpakować Arłukowicza w jeszcze większe kłopoty - twierdzi Migalski.

Europoseł spekuluje, że Tusk chyba nie za bardzo cierpi widząc, jak Arłukowicz jest obiektem wzrastającej krytyki.

Dodaje jednak zaraz, że nie żal mu ministra. Jego zdaniem Arłukowicz musiał wiedzieć, że ceną za mandat poselski i urząd ministra będzie wykorzystywanie go do nabijania punktów premierowi.

Już w czasie kampanii wyborczej dał się użyć do zwiększenia szans partii, która na szansę kontynuowania swoich słabych rządów nie zasługiwała. Ośmieszył również pojęcie ludzi wykluczonych, pozwalając zafundować sobie na kilka miesięcy specjalny i zupełnie fikcyjny urząd, z całkiem niefikcyjnymi sekretarkami, szoferami, samochodami itp.

Zaraz po wyborach, kiedy ta szopka nie była już potrzebna, on sam zajął się czymś innym, a urząd – zdaje się - zlikwidowano. Czyżby ludzi wykluczonych już w Polsce nie było? A może po prostu nie trzeba się już było wygłupiać w udawanie współczucia dla nich? - pyta Migalski.