Nie wierzymy w zabobony, więc klątwa nas nie dopadnie – przyznaje w rozmowie z „Newsweekiem” Andrzej Rozenek z sejmowego klubu Ruchu Palikota. Ale na wszelki wypadek w feralnym pokoju, który przypadł w tej kadencji partii Janusza Palikota, nie rezyduje żaden poseł. Leżą tam tylko dokumenty.

Reklama

Klątwa sejmowego pokoju 143 dopadała wcześniej wszystkie partie i kluby, które w nim zasiadały. Zaczęło się od Unii Wolności. Jej posłowie wprowadzili się tam w 1997 roku, a już w 2001 roku przegrali wybory parlamentarne. Potem gabinet przypadł Unii Pracy, która cztery lata później wypadła z parlamentu. Następnie zagościli w nim politycy Samoobrony, ale po dwóch latach i przyspieszonych wyborach po partii Andrzeja Leppera nie było już w Sejmie śladu.

W 2007 roku pokój przeszedł w ręce polityków SLD. Następnie na chwilę urzędowali w nim lewicowi rozłamowcy z Socjaldemokracji Polskiej. SdPl zniknęła ze sceny politycznej, a SLD wypadł fatalnie w ostatnich wyborach – przypomina „Newsweek” na swojej stronie.

Czy Janusz Palikot i jego partia przełamie złą passę pokoju numer 143? Przekonamy się przy następnych wyborach.