Nagroda Europejska (Europapreis fr politische Kultur) jest przyznawana od 2006 roku przez Fundację Hans Ringier Stiftung, założoną przez największą szwajcarską grupę wydawniczą Ringier Holding AG. Otrzymują ją osoby, które wyróżniły się w dziedzinie stosunków europejskich.
W poprzednich latach laureatami byli m.in. były prezes Europejskiego Banku Centralnego Jean-Claude Trichet, sekretarz generalny Światowej Organizacji Handlu Pascal Lamy i premier Luksemburga Jean-Claude Juncker.
Gala Diner Republicai, podczas której została wręczona Nagroda Europejska, ma status najważniejszego wydarzenia tego typu organizowanego w Szwajcarii.
W sobotniej uroczystości wzięli udział m.in. prezydent Konfederacji Szwajcarskiej Eveline Widmer-Schlumpf oraz przedstawiciele europejskiej polityki i gospodarki. Laudację wygłosił Jean-Claude Trichet.
Według komunikatu opublikowanego na stronie Kancelarii Premiera Donald Tusk przekaże nagrodę pieniężną - 50 tys. franków szwajcarskich - na cele charytatywne.
Komentarze(373)
Pokaż:
za granica doceniają takich zwyrodnialców,zreszta jego mentor wałęsa,który dokonał NAJWIĘKSZEGO W HISTORII POLSKI skoku cywilizacyjnego oczywiście WSTECZ!!! też co rusz dostaje jakies żydowskie nagrody
banda smieci POpaprańców,w Polsce nigdy nie dostaniecie medalu najwyżej kule w parszywy Polszewicki łeb
KIEDYS POLSKA BEDZIE WOLNA i zrobimy z wami porzadek do 3 pokolenia,banda złodzieji od 23 lat robiących z Polski dziwkę i niewolnikow z Polaków
smiecie z PZPR i Solidarności nie czujcie sie bezpiecznie bo ludzie w Polsce w koncu wyjda na ulice i zmiotą ten izraelski nierząd
NIECH ŻYJE WOLNA POLSKA,może za pare lat wyzwolimy ten kraj i uwolnimy ludzi
Czy to wam czegoś nie mówi?
Nasi zachodni sąsiedzi, przyznając Donaldowi Tuskowi Międzynarodową Nagrodę Karola Wielkiego, liczą na bardziej "wyrozumiałe" podejście Warszawy do Eriki Steinbach, Gazociągu Północnego i do przywrócenia statusu polskiej mniejszości narodowej w RFN.
Rzecznik dyrektoriatu nagrody im. Karola Wielkiego Juergen Linden w swoim wystąpieniu określił Donalda Tuska jako "Figurę symbolizującą przezwyciężanie ANTYEUROPEJSKIEGO NACJONALIZMU, i to nie tylko w Polsce". Jakoś dziwnym trafem to zdanie o polskim premierze nie znalazło się w informacjach agencyjnych w Polsce.
Nagrody polskiemu premierowi pogratulował były przewodniczący PE Hans-Gert Poettering, który jest członkiem dyrektoriatu nagrody im. Karola Wielkiego i jednocześnie przewodniczącym fundacji Konrada Adenauera, która po 1989 r. działa też w Polsce, ściśle współpracuje również z fundacją Forum Obywatelskiego Rozwoju założoną w marcu 2007 roku przez prof. Leszka Balcerowicza, który jest jej wyłącznym fundatorem. Na stronach internetowych nie ma informacji ani na temat wysokości wyłożonego kapitału, ani na temat jego pochodzenia. Warto przypomnieć, że ten sam Hans-Gert Poettering wcześniej deklarował poparcie dla Eriki S t e i n b a c h, będąc jeszcze jako szef PE gościem honorowym Tag Der Heimat.
Nie kto inny jak Walther Rathenau, były minister spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej, znany ze swych antypolskich wypowiedzi i kwestionowania prawa do istnienia państwa polskiego, jest patronem nagrody, którą Donald Tusk przyjął w Berlinie za zasługi dla pogłębienia integracji europejskiej.
W 1922 roku Rathenau podpisał układ w Rapallo z Rosją radziecką, niezwykle niebezpieczny i wymierzony również w Polskę. Ten pakt stał się trwałym symbolem współdziałania polityki Niemiec i Rosji przeciw Polsce
Posted by Włodek Kuliński - Wirtualna Polonia w dniu 2012-08-04
Czwartek, 26.07.2012 r.
Chłopaki od pijaru chcą, żebym częściej mówił o walce z korupcją i kumoterstwem. Jan Antony, czyli nasz “Jacek” z Ministerstwa Finansów, zdenerwował się, bo dziennikarze przypomnieli sobie o jego córce. Do niedawna pracowała w Ministerstwie Spraw Zagranicznych… Radek próbował go uspokoić. Mediom będzie opowiadał, że zatrudnił Maję, bo robiła sobie bardzo fajne zdjęcia i znała język angielski. Poza tym już od półtora roku nie pracuje w ministerstwie.
Piątek, 27.07.2012 r.
Igorek wymyślił fajny przekaz dnia. Ogłosiłem swoją zgodę. Staszek może zostać ministrem rolnictwa, pod warunkiem, że jego syn zwolni się z pracy w agencji rolnej! Waldek potwierdził, że nie będzie z tym najmniejszego problemu, bo chłopaki z PSL też chcą naszych najwyższych standardów. Też chcą być zatrudniani jako fachowcy, a nie jako “krewni i znajomi pędzącego królika”.
Sobota, 28.07.2012 r.
To już jest bezczelność! Według opozycji, w związku z tym, że jestem premierem, Michaś powinien zrezygnować z pracy w porcie lotniczym! Zachowanie opozycji najbardziej rozjuszyło Stefana. “Donek, oni podpalają Polskę! To jest zachowanie politycznych psychopatów. Z nimi się nie dyskutuje, ich się leczy! Dzisiaj atakują Twojego syna, a jutro ogłoszą, że mój brat przez kumoterstwo pracuje przy ściekach! Do psychiatry!” – ryczał wściekły Stefan.
Niedziela, 29.07.2012 r.
Oskarżenia o kumoterstwo możemy uznać za fałszywe. Olek z ministerstwa skarbu został prezesem atomowej firmy wcale nie dlatego, że się znamy. Liczył się fakt, że jest świetnie wykształconym geodetą. Będzie miał zupełnie świeże spojrzenie na energetykę jądrową… A jego wiceprezes, Zdzisiek? Geodetą nie jest, ale był wiceministrem u Olka. Nadaje się! Informacje o bracie Stefana to też bujda. Nie pracuje przy ściekach. Jest za to w radzie nadzorczej jakiejś firmy z Łodzi. Chyba oczyszczalni ścieków.
Poniedziałek, 30.07.2012 r.
To był naprawdę bandycki chwyt! Staszek obiecał, że jego syn zwolni się z pracy, a po ogłoszeniu nominacji wycofał się z obietnicy! Na dodatek pytał, czy mój syn też zrezygnuje z pracy. Chłopaki z PSL-u, niby z ciekawości, zaczęli się dopytywać, co robi kuzynka Olka, co jego bratanek, a co brat innego byłego ministra… Lechu z Gdańska mówi, że prawdziwa puszka z Pandorą by się otworzyła, gdybym się nie zgodził na Staszka!
Wtorek, 31.07.2012 r.
Koniec wojny z Waldkiem i Staszkiem! Dzięki wywiadowi, którego Michaś udzielił zaprzyjaźnionej telewizji, wszystko wróciło do normy. “Dostrzegam problem nepotyzmu w spółkach Skarbu Państwa i agencjach, ale dostrzegam też taką histerię medialną” – jego słowa bardzo spodobały się chłopakom z PSL-u. Wszyscy byli zadowoleni, a ja mogłem spokojnie pójść na spotkanie z republikańskim kandydatem na prezydenta USA. Ale to były nudy…
Środa, 1.08.2012 r.
Dzwoniła Angela. Cieszyła się, że Polska ma rząd, który wspiera nowoczesną politykę historyczną. Spodobały jej się odważne wypowiedzi Radka. Szczególnie te o Powstaniu Warszawskim jako narodowej katastrofie. Radek spełnił swój patriotyczny obowiązek analizowania tej klęski, po to, by już nigdy się nie powtórzyła. A powstańcy? Narobili wszystkim problemów, ale trudno ich za to winić. Skąd mogli wiedzieć, że kilkadziesiąt lat później wszyscy będziemy jedną europejską rodziną?
Piotr Tomczyk
Rys. Artur Żukow
Sobota, 4 sierpnia 2012 (06:26)
Premier usilnie poszukiwał nośnego tematu, którym po wakacjach, zwłaszcza w okresie przygotowywania nowego budżetu państwa, mógłby skutecznie zająć społeczeństwo.
Doskonale pamiętamy, jak szef rządu dzielnie walczył już z hazardem, z dopalaczami, z kibolami i jak kastrował pedofilów. Tym razem padło na nepotyzm.
I od razu Donald Tusk zaliczył falstart. Wytłumaczenie społeczeństwu, że jeśli syn premiera pracuje "na państwowym", to jest wszystko w porządku, a jeśli sytuacja dotyczy kogoś z rodziny polityków PSL, to może to być nepotyzm, wymaga jednak lepszego przygotowania akcji pod względem propagandowym.
Próby uczynienia przewodniego tematu debaty publicznej z kwestii in vitro czy związków partnerskich zbytnio nie wypaliły, i to mimo olbrzymich starań redaktorów - PR-owców Platformy w największych telewizjach, którzy usilnie starali się nam tłumaczyć przez kilka tygodni, jakimi to jesteśmy wielkimi zwolennikami metody in vitro i jak bardzo pragniemy, aby homoseksualiści "żenili się ze sobą".
Nowy koncept na zaprzątnięcie uwagi społeczeństwa spadł jednak premierowi jak z nieba - i to wskutek afery w jego własnym rządzie. Przeciętnego szefa rządu dopadłaby w takiej sytuacji trwoga, ale nie Donalda Tuska.
Co prawda PR-owcy Platformy w prorządowych mediach tylko czekali zapewne na znak od premiera, by móc tłumaczyć społeczeństwu, że cała afera to sprawka misternie sprokurowana przez opozycję, jednakże tym razem takiej potrzeby nie było.
Donald Tusk przy okazji afery postanowił "pogrillować" swojego koalicjanta, starając się jeszcze bardziej osłabić pozycję ludowców jako partnera w rządzie. Po ujawnieniu opinii publicznej podejrzeń co do wystąpienia nieprawidłowości w spółce Elewarr - kontrolowanej przez Agencję Rynku Rolnego, która z kolei podlega ministerstwu rolnictwa - rządową posadę jako pierwsza ofiara afery stracił minister rolnictwa, prominentny działacz PSL Marek Sawicki.
Co prawda o nieprawidłowościach w Elewarze kilka miesięcy wcześniej meldowała Najwyższa Izba Kontroli, a raport w tej sprawie przekazała kancelarii premiera. Jednakże w telewizjach oczywiście usłyszeliśmy, że premier nie jest winny żadnych zaniedbań, gdyż takich raportów rocznie dostaje 1,8 tys., nie jest więc w stanie ich przeczytać, i w konsekwencji, że jest czymś normalnym, iż "premier nie wie, co się w Polsce dzieje, a skoro nie miał wiedzy, to nie mógł niczego zaniedbać".
Gdy niewinność Donalda Tuska została już społeczeństwu zakomunikowana, nadeszła pora na przystąpienie do ataku przez szefa rządu. Oto okazało się, że w Elewarze posady znaleźli członkowie rodziny polityków koalicyjnego PSL - brat Eugeniusza Kłopotka, syn Stanisława Żelichowskiego, a w jednej ze spółek należących do Elewarru - brat Jarosława Kalinowskiego.
Donald Tusk, przyjmując dymisję PSL-owskiego ministra, ogłosił więc: będę walczył z nepotyzmem, anonsując "szybki audyt we wszystkich podległych rządowi spółkach, agencjach i instytucjach". A przy okazji zapowiedzianej na wrzesień informacji o planach pracy koalicji na kolejne trzy lata zapowiedział poinformowanie o przedsięwzięciach "o charakterze legislacyjnym, jak i organizacyjnym, które powinny ukrócić zjawiska szeroko pojętego nepotyzmu".
Choć Donald Tusk oficjalnie podkreślał, iż nepotyzm "nie ma dzisiaj zielonego koloru PSL, lecz jest to szerszy problem", nie mógł nie wykorzystać faktu, iż syn kandydata PSL na nowego ministra rolnictwa pracuje na kierowniczym stanowisku w oddziale Agencji Rynku Rolnego.
Tym razem to jednak dręczeni przez Tuska koalicjanci skutecznie zadrwili z premiera. Mimo deklaracji Tuska - powołującego się na szefa PSL Waldemara Pawlaka - który zakomunikował, iż "problem" zostanie rozwiązany i do czasu nominacji syn przyszłego ministra rolnictwa z pracy zrezygnuje, tak się nie stało.
Kalemba junior zadeklarował, wbrew słowom Tuska, iż z posady nie odejdzie. W czym zresztą miałby być gorszy od Tuska juniora, również pracującego "na państwowym" w porcie lotniczym w Gdańsku? Ten także zapowiedział, że pracy porzucać nie zamierza.
Nie rozstrzygając, czy posada któregokolwiek z członków rodziny polityków koalicji to efekt nepotyzmu ani czy ewentualny nepotyzm przedawnia się po 10 latach, praca Tuska juniora na państwowej posadzie wytrąciła - przynajmniej na chwilę - szefowi rządu oręż propagandy z dłoni.
Zapowiedź premiera walki z nepotyzmem mogła niezwykle zaniepokoić członków Platformy działających na niższych szczeblach i żyjących w przeświadczeniu, że nie po to wygrywali wybory, żeby nie móc teraz rozdzielać posad wśród krewnych i znajomych. Dotychczasowe działania Donalda Tuska wskazały jednak, iż zapowiedzi premiera nie można do końca brać poważnie i podobnie niepoważnie zakończy się zapewne anonsowana walka z nepotyzmem, która, zdaje się, będzie rozgrywana głównie w sferze propagandy.
Jeśli któremuś z działaczy Platformy w ramach walki z nepotyzmem się pogorszy, to można przypuszczać, że innemu się polepszy. A premier Tusk będzie mógł społeczeństwu ogłosić sukces w walce z nepotyzmem, jeśli tak zamiesza w kotle, że uda się we władzach spółek, agencji i kadry pracowniczej dokonać najwyżej wymiany "ludzi Grzegorza Schetyny" na protegowanych "Donalda Tuska i Jana Krzysztofa Bieleckiego". A nepotyzm jak ma się dobrze pod obecnymi rządami, tak będzie kwitł dalej.
Artur Kowalski