Jeszcze na początku grudnia między PiS a PO było 10 punktów różnicy. Już w drugiej połowie miesiąca PO nadrobiła 6 punktów procentowych, a teraz kolejne dwa. Dziś popiera ją 27 proc. ankietowanych. PiS - 29 procent.
Na SLD zagłosowałoby 14 proc. ankietowanych a na PSL - 5 proc.
Gdyby wybory do Sejmu odbyły się w ostatnią niedzielę Polska Razem Jarosława Gowina, Twój Ruch Janusza Palikota i Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry byłyby pod progiem.
Nasza scena ciągle jest zabetonowana - mówi "Rzeczpospolitej" Wawrzyniec Konarski, politolog z Instytut Studiów Międzykulturowych UJ. - Dwa główne ugrupowania to odideologizowana PO, której głównym celem jest utrzymanie władzy, i doktrynerskie PiS. Obie te partie nie prowadzą dialogu, tylko przekazują komunikaty, co coraz bardziej zniechęca wyborców do polityki, a tym samym zamyka możliwość dopływu świeżych sił na scenę polityczną - dodaje.
Dobry wynik Platformy to, według "Rz"; efekt ostatniej aktywności premiera. Wizyty i obietnice. Premier w ostatnim czasie osobiście przedstawiał pomysły na walkę z pijanymi kierowcami i program wydawania unijnych pieniędzy na najbliższe siedem lat. Zapowiedział również walkę z umowami śmieciowymi, PIT-y wypełniane przez urzędników, bezpłatny podręcznik dla wszystkich pierwszaków ze szkoły podstawowej, skrócenie kolejek do lekarzy, poprawę sytuacji w lecznictwie onkologicznym i walkę z bezrobociem.
Komentarze (152)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszeCzy dlatego na II Kongresie Kaszubskim w 1992 r. Tusk proponował ogłoszenie autonomii Kaszub ze stolicą w Toruniu, stworzenia własnej waluty i własnego wojska? Czy dlatego PO wspiera separatyzm śląski zawierając koalicję z Ruchem Autonomii Śląska?
Sytuacja jest podobna do tej w PRL. Choćby to ostentacyjne wkładanie patriotycznych szat przez ludzi, którzy na co dzień dążą do osłabienia polskości. Ci z nas, którzy żyli w PRL, doskonale to pamiętają. Moskwa na to od pewnego momentu nie tylko pozwalała, ale też wspierała frakcje nacjonalistyczno bolszewickie, na ogół silnie związane z MSW i MON. Obecnie establishment, a szczególnie politycy, także co jakiś czas używa frazeologii patriotycznej. To jednak tylko socjotechnika, na poziomie realnej debaty i decyzji polskość jest wstydliwa, degradowana oraz poniżana.
Dlaczego Polacy dają na to wszystko zgodę? Wszyscy, nie zawsze, lecz generalnie dają. By odpowiedzieć na to pytanie, musimy pamiętać o naszej historii. Propaganda antypolska rozpoczęła się ponad 400 lat temu. Te mechanizmy i doświadczenia nawarstwiają się, mutują i wciąż wpływają na Polaków. To czynnik stały naszej rzeczywistości, zmienia jedynie formy i siłę. Przecież czym innym była pomoc caratu Augustowi Mocnemu w zdobyciu tronu, czym innym utrzymywanie marionetki króla St. Augusta Poniatowskiego, a jeszcze czym innym wychowawcza rzeź Pragi.
Rzecz charakterystyczna, w ostatnich latach St. August jest konsekwentnie wybielany, pojawiają się wystawy i tezy, że nie był taki zły. To istotne, by dbać o stałe falsyfikowanie tradycji. Spójrzmy, jak różniły się etapy utrzymywania sowieckiej agentury w postaci Komunistycznej Partii Polski w II RP i fasadowej państwowości PRL, etap prania mózgów na ogromną skalę w czasie jej trwania i wymordowanie elity narodu, by zdrajcy wynajęci przez Stalina lub Breżniewa mogli się za elitę bez przeszkód przebierać. To wszystko nagle po 1989 r. nie zniknęło przecież w ramach jakiegoś cudu. Gierek mógł wpisać do konstytucji miłość do ZSRR, Palikot mógł złożyć tylko oświadczenie, że polskość należy zniszczyć.
Mimo upadku I RP polskość zachowała wewnętrzną siłę i atrakcyjność.
A jak jest dzisiaj? Dzisiaj w tarapatach są i polska tożsamość, i jej opiekun - państwo polskie. Kondycja państwa polskiego jest fatalna. Np. gwarancje bezpieczeństwa, militarne i polityczne, Polska ma dziś dokładnie takie same, jak w 1939 r.
Przerażająca jest powszechność postawy odrzucającej polskość i polską rację stanu. Przecież każdy radiowy didżej, byle aktor i byle piosenkarka mają poczucie, ze muszą co kilka dni rzucić coś, co Polaków obrazi. Ktoś tych ludzi kształtuje, przekazuje im taki zestaw poglądów. Są wychowywani, by nie mogli być Polakami.
Czy to dziedzictwo PRL? W ogromnym stopniu tak. Mamy wśród nas armię ludzi, która wyszła z PRL z obciążającym dziedzictwem moralnym, biograficznym, ideowym. Oni bronią swoich wyborów życiowych, swojej i swoich dzieci pozycji społecznej, swoich majątków zdobytych kosztem degradacji Polski. Dbają więc, aby edukacja szkolna potwierdzała ich dorobek, by debata publiczna eliminowała ich krytyków, a ustawodawstwo gwarantowało stabilizację.
Dlaczego obraz tak łatwo jest fałszowany? W wielu przypadkach to dziedzictwo KPP (w obecnej “Wyborczej” aż roi się od dzieci znanych KPP-owców!). Nikomu nie jest przyjemnie mieć rodziców zdrajców. Stąd te próby odwrócenia ról, a przynajmniej zamazania podziału na zdrajców-katów i patriotów-ofiary. Stąd ahistoryczna propozycja, by w Polsce stały obok siebie pomniki „czterech śpiących” i rtm. Pileckiego. Owszem, zdrajcy pozostaną w historii ku wiecznej przestrodze, ale nie może ich być w narodowej tradycji, która tworzy naszą tożsamość. Bauman, dziś promowany na giganta intelektu, fetowany przez władze Polski, organizował po wojnie łapanki na żołnierzy AK.
Konkurencja między narodami się nie skończyła, bo się skończyć nie może. Gra o wpływy w każdym miejscu na ziemi toczy się nieustannie. Nie zmieniają się też metody. Tam, gdzie to konieczne, używane są siła militarna, presja gospodarcza, a tam, gdzie to wystarczy finansuje się agenturę wpływu, fałszuje pamięć, spycha kulturę, osłabia tożsamość i tym samym uniemożliwia poważne myślenie o przyszłości. Bez silnej tożsamości i mocnego poczucia wspólnoty narodowej obumiera myślenie o przyszłości, więc nie budzi niepokoju np. jednostronne rozbrojenie czy trwała blokada polityki prorodzinnej, które strategicznie osłabiają państwo i w końcu eliminują biedny naród z gry. W dobie cywilizacji intemetowo-telewizyjnej i gigantycznej wiedzy państw oraz firm o konsumentach sprawna armia może nie zostać użyta nigdy - stanowi tylko niezbędne didaskalia w scenariuszu optymistycznej telenoweli o dobrym wilku i patriotycznie skretyniałym czerwonym kapturku.
Opowieść o UE, w której wszystkie państwa się kochają, myślą o wzajemnym dobru, czego tylko niektórzy rzekomo zacofani Polacy nie rozumieją, jest kontynuowana. I będzie kontynuowana.
Poza pożytecznymi idiotami establishment wie, że prawda jest inna niż na obwieszczeniach. Bierze przecież udział w załatwianiu konkretnych interesów, w wyniku których ktoś zyskuje, a ktoś traci. Np. Hiszpania może hodować kilka milionów owiec, podobna do niej Polska 800 tys. My partnersko zlikwidowaliśmy de facto bałtyckie rybołówstwo, Duńczycy łowią na potęgę. Niemieckie stocznie, także z byłej NRD, pracują pełną parą, polskich przez Tuska nie ma. Te smutne fakty pokazują, że rzekomo równoprawne, toczone w atmosferze przyjaźni negocjacje, przynosiły i przynoszą Polsce kolejne klęski, likwidację miejsc pracy, zaprzepaszczenie dorobku technicznego, naukowego, zmniejszenie szans na rozwój. Jesteśmy kolonizowani przy naszym aplauzie.
Opowieść o sukcesach jest zatem świadomym, cynicznym kłamstwem. Swoje znaczenie mają stałe, istniejące od wieków wpływy ościennych mocarstw w Polsce. Ich fundamenty położył car Rosji Piotr Wielki, który odniósł ogromne zwycięstwo i de facto zlikwidował polską niepodległość, osadzając na naszym tronie Augusta II Mocnego z Wettynów. Ten jedną z pierwszych decyzji zezwolił wojskom rosyjskim na wejście w granice RP. By ocieplić stosunki z Rosją, zrezygnował z niepodległości kraju. Jaką cenę dzisiaj jesteśmy skłonni zapłacić za uśmiech Putina i pieczątkę weterynarza rosyjskiego na polskiej świni? Piotr Wielki doprowadził też do rozwiązania armii polskiej. Car zamiast toczyć kosztowne i zawsze ryzykowne wojny, wykorzystując dużo tańszą agenturę wpływu i szpiegów, rozwiązał problem państwa polskiego, kraju z dużym potencjałem ekonomicznym, ludnościowym i bitnym żołnierzem.
Zatem to w tamtym momencie, a nie niemal 80 lat później na Sejmie grodzieńskim, gdzie pod pistoletami rosyjskimi zaakceptowano ostatni rozbiór, straciliśmy niepodległość. Początek utraty niepodległości nastąpił w momencie, gdy w polskich elitach uznano, że jurgieltnictwo, pobieranie pensji od mocarstw ościennych przez możne rody, urzędników, posłów Rzeczypospolitej jest czymś, czego nie należy się wstydzić. Szkic A. Kerstena „H. Radziejowski. Studium władzy i opozycji" bardzo precyzyjnie pokazuje, że upadek zaczął się już wcześniej. Królowie elekcyjni budowali system klientelizmu. Handlując urzędami, przywilejami i królewszczyznami, kładli podwaliny pod system uzależnienia finansowego i politycznego wykorzystany przez ambasadorów Rosji, Prus i Austrii.
Wystarczyło zatem później podłączyć do tego systemu źródła łapówek płynące z mocarstw ościennych, by Polskę sparaliżować. Mechanizmy obronne już nie działały. Mechanizmy obronne działały, ale okazały się zbyt słabe i 3 ambasadorów wykłócało się już tylko o wysokość składki na łapówkę dla polskiego króla. To powinna być dla nas nieustająca przestroga. Sąsiedzi są bogatsi od nas. Warto przy tym pamiętać, że utrata niepodległości nie musi odbywać się z hukiem. Może się dokonać jak koniec świata w wierszu Miłosza przyjdzie na łapkach kota. Niezauważalnie domknie się klatka. Klaka zdrajców będzie krzyczała, że jeszcze nigdy nie byliśmy tak wolni, a milcząca większość pozbawiona zbędnej polskości pozostanie bierna. Przecież komuś, kto nie chce, nie umie lub nie może się bronić, wystarczy pogrozić palcem, by narzucić mu swoją wolę. Sama możliwość ataku paraliżuje ofiarę.
I my się powoli w takie sparaliżowane strachem zwierzę po części zamieniamy. Siłę państwa i narodu fundują pielęgnowane dziedzictwo kulturowe oraz pamięć. Groby naszych bohaterów to alfabet naszej tożsamości. Czyny i pisma naszych nieśmiertelnych przodków są krwiobiegiem utrzymującym nas przy życiu. Bez nich państwo musi stać się instytucją niepotrzebną, kłopotliwą i kosztowną, przypominającą hotel, w którym zatrzymali się przypadkowi ludzie.
Jak to wygląda w edukacji? Przykład eliminacji podstawowych dla kanonu narodowego lektur, nauczania historii to tendencja aż nadto wyraźna. Dochodzi do sytuacji, w której poseł polskiego parlamentu publicznie oświadcza, że cieszy się z wyrzucenia rewizjonisty i imperialisty Mickiewicza oraz jego „Pana Tadeusza z listy lektur szkolnych. Chodzi o Marka Plurę z PO, który ogłosił też, że „Polak Sarmata to dla mojej rodziny twór kulturowo obcy, więc mi się nigdy w wychowawczym kanonie nie mieścił". I proponuje, by w zamian wychowywać Polaków na Europejczyków z dzieł niemieckiego poety Josepha von Eichendorffa. To rzecz niepojęta!