Profesor Tomasz Nałęcz uważa, że Rosja nie odda wraku tupolewa, dopóki w Polsce będą występowały wewnętrzne spory w sprawie Smoleńska.
Reklama
Dlatego zdaniem Nałęcza działania Antoniego Macierewicza są Kremlowi bardzo na rękę.
Analitycy Kremla wręcz tam główkują, co wymyślić, żeby Polacy skoczyli sobie do gardeł - powiedział prezydencki doradca w TVP Info.
Nałęcz dodał, że nie pamięta w polskiej historii takiej sytuacji, by znaczący obóz polityczny zarzucał swoim rywalom popełnienie zbrodni.
Ja uważam że w tej sprawie trzyma kciuki za posła Macierewicza nie Waszyngton, tylko Moskwa, bo gdyby nagle zniknął Macierewicz, to trzeba by wymyślić Macierewicza w Polsce, żeby tę rolę pełnił - ocenił prezydencki doradca.
Reklama
Komentarze(71)
Pokaż:
JEST TYLKO SZTUCZNYM TWOREM, ZBIERANINĄ LUDZI, BYWSZYCH CZŁONKÓW KOMISJI MILLERA I INNYCH, DZIAŁAJĄCYCH JAKO PRZYBUDÓWKA DO RZĄDOWEGO BIURA INFORMACJI PRZY KANCELARII PREMIERA I MAJĄ ONI DOKONAĆ TEGO CO JEST NIEMOŻLIWE DO WYKONANIA BO DONALD TUSK POLECIŁ IM PRZEKONAĆ POLAKÓW,
ŻE NIE SCHRZANILI TEGO CO NAPRAWDĘ SCHRZANILI DZIAŁAJĄC W BYWSZEJ KOMISJI MILLERA...!!!
Opinie "zespołu Laska" nie mają ani mocy prawnej ani nie stanowią dowodu procesowego ...!!! A PROKURATORZY ŚMIEJĄ SIĘ Z NICH I WYKPIWAJA JE ...!!!
Zaś co do wrzasków systemu TAWS, odsyłam do instrukcji amerykańskiego producenta komputerowego systemu awioniki, do polskiej instrukcji
i zaleceń dla pilotów oraz przestudiowania raportu komisji po wypadku samolotu CASA.
Bóg wie dlaczego mimo wypadku samolotu CASA instrukcji i zaleceń dla pilotów nie zmieniono !!!
Słusznie czy nie ale fakty są takie, że nstrukcja amerykańskiego producenta systemu awioniki sterowanej komputerowo, która była zamontowana na obydwu, polskich, rządowych samolotach Tu-154MLux i na samolocie Casa, który wcześniej także uległ katastrofie a której częścią był system TAWS tak jak i polska instrukcja dla plilotów mówiły wyraźnie, że gdy do systemu komputerowego awioniki nie były wprowadzone odpowiednie dane cyfrowe konfiguracji, mapy okolic i samego lotniska (a faktycznie dane te nie były do systemu wprowadzone) system TAWS powinien być wyłączony aby jego sygnały nie myliły pilotów jako że konfiguracja podejścia jest bardzo skomplikowana, ze względu na długi, glęboki ok. 70 m jar...!!!
Powtarzam wedle instrukcji amerykańskiego producenta awioniki komputerowej, której jednym z elementów był system TAWS, jeżeli odpowiednie cyfrowe dane lotniska i okolić nie były wprowadzone do systemu komputerowego awioniki system TAWS powinien zostać wyłączony aby swoimi nieprawidłowymi bo niedokładnymi sygnałami, nie mylił pilotów ! To samo mówiła polska instrukcja i zalecenie dla pilotów.
Te niebędne dane cyfrowe map, konfiguracji i współrzędnych lotniska w Smoleńsku nie były wprowadzone do systemu a więc wedle instrukcji amerykańskiej i polskiej a także obowiązujących zaleceń piloci słusznie ignorowali sygnały TAWS a wedle inrykańskiegostrukcji w zasadzie powinni ten system wyłączyć.
W sam raz te zarzuty wobec pilotów są więc bezpodstawne i krzywdzące, podnoszone celowo i fałszywie, jakkolwiek śledztwo nie jest zakończone i nie będę sie wypowiadała co do tego czy wszystko zrobili w danej, konkretnej sytuacji własciwie ...
Trzeba wyjaśnić, że gdyby te niezbędne cyfrowe dane lotnisk były wprowadzone do komputerów amerykańskiego systemu awioniki polskich samolotów rządowych Tu-154MLux i samolotu CASA to nie byłoby katastrofy samolotu CASA pod Mirosławcem ani katastrofy smoleńskiej, bo system ten umożliwiałby lądowanie w każdych warunkach, i dlatego był na wyposażeniu tych samolotów...!!!
Pytanie dlaczego zakupiono nowoczesny system, zainstalowano go w samolotach a nie zakupiono niezbędnych danych i nie wprowadzono ich do systemu, kto za to personalnie odpowiada i czy to był celowy sabotaz pozostawiam bez odpowiedzi ...!!!
D-ca, polskiego, rządowego (bo w Polsce prezydent nie ma swojego samolotu) TU-154MLux(101) w dniu 10 kwietnia 2010 roku dokładnie wiedział
z kim, dokąd i po co leci, w każdej sytuacji to on sam, osobiście decydował i winien decydować zgodnie z procedurami, rozkazami i ustaleniami które otrzymał w Warszawie przed lotem.
Co do samego lądowania lub nie i samego wykonania manewru lądowania dla tego lotniska, d-ca samolotu był zobowiązany słuchać jedynie dyspozycji kontrolera lotniska, oczywiście nie bezkrytycznie i bezmyślnie ale przy wykorzystaniu swojej wiedzy, doświadczenia, polskich procedur i zasad oraz przepisów jakie obowiązywały na danym lotnisku.
Natomiast d-ca tego samolotu aby podjąć decyzję o lądowaniu lub nie czy aby odlecieć na lotnisko zapasowe nie potrzebował ani zezwolenia ani wyrażenia woli w tej sprawie dyrektora Kazany czy głownego pasażera i nie potrzebował na takowe oczekiwać ...!!!
Decyzja o lądowaniu lub nie, o przelocie na lotnisko zapasowe czy powrocie do Polski była w wyłącznej gestii d-cy samolotu .
Oczywiście d-ca samolotu musiałby zrezygnować z lądowania gdyby lotnisko zostało zamknięte, lub gdyby odmówiono mu zgody na lądowanie.
W każdym innym przypadku decyzja należała do d-cy samolotu i nie była w żaden sposób zależna od woli kogokolwiek na pokładzie samolotu, w tym głównego pasażera.
I nie ma tu nic do rzeczy co zdarzyło się wcześniej lub nie np. w locie do Gruzji czy dokądkolwiek. To był samolot wojskowy, załoga wojskowa, obowiązywały rozkazy. Wyłącznym decydentem na pokładzie, był d-ca samolotu .
Za jakiekolwiek odstępstwo od obowiązujących zasad, procedur i wydanych rozkazów d-ca samolotu odpowiadałby przed sądem wojskowym.
Powoływanie się więc na jakieś jakoby oczekiwanie na decyzję głównego pasażera, którą jakoby miał przekazać dyrektor Kazana to wymysł
i bzdura, spreparowane, sfingowane fałszywie i celowo, dla poparcia tzw. tezy o naciskach i winie pilotów, jaką Donald Tusk nakazał głosić już w pare chwil po katastrofie, gdy jeszcze nie znaleziono wszystkich ofiar, w sms-ie przesłanym liderom PO i zaufanym członkom rządu oraz parlamentarzystom.
Nie mamy do dzisiaj ani oryginałow czarnych skrzynek ani żadnych innych oryginałow dowodów a prokuratura Wojskowa prowadząca śledztwo posiada już dowody, że niektóre odczyty czarnych skrzynek zmanipulowano ... dlatego zapewne ruscy przetrzymują oryginały czarnych skrzynek i inne aby nie dopuścić do wyjaśnienia całej prawdy i aby podsycać w Polsce konflikty na tym tle.
Ja mając dużo wiedzy z różnych, niedostępnych dla większości źródeł, też nie wiem wszystkiego. Zamiast wypisywać durnoty, słuchać "Laska
z zadartym łbem" i jego kolesiów, ośmieszonych przez prokuratorów wojskowych pojedźcie do Smoleńska, popytajcie miejscowych, porozmawiajcie
z pilotami, z rodzinami ofiar, które mają dostęp do akt śledztwa i z tymi, którzy byli przy identyfikacji ..!
Donaldowi Tuskowi i jego kolesiom z POWSI i PSL juz całkiem szajba odbiła. Ale nie martwcie się. Polacy tego szaleństwa długo nie wytrzymają. Wkrótce tę hołotę wywieziemy na taczkach, na śmietnik historii!
Będzie strajk generalny i wtedy posprzątamy jak należy aby śladu po tej hołocie nie zostało.
10 kwietnia 2010 roku w katastrofie samolotu Tu-154M w Smoleńsku zginęli wszyscy pasażerowie - 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka. Pasażerowie, w tym wielu przedstawicieli polskich elit politycznych, wojskowych i kościelnych oraz środowisk pielęgnujących pamięć o zbrodni katyńskiej, zmierzali na uroczystości w Lesie Katyńskim.
Prof. Glenn Jorgensen z Duńskiego Uniwersytetu Technicznego, był gościem posiedzenia zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej, kierowanego przez Antoniego Macierewicza.
stwierdziłem, że według wersji, która jest podawana, ta katastrofa nie mogła mieć miejsca" - mówił Jorgensen, wyjaśniając motywy, dla których zajął się katastrofą smoleńską.
Według duńskiego eksperta przy utracie tylko końcówki skrzydła, co - jak przypomniał - "zakłada raport MAK i raport komisji Jerzego Millera, samolot nie uderzyłby w ziemię, ale w miejscu, gdzie nastąpiło to zderzenie, miałby wysokość prawie 40 metrów i by odleciał".
"Przy utracie tylko kawałka skrzydła samolot straciłby tylko 5 proc. siły nośnej. Znalazłby się ok. 30 metrów na północ i byłby na wysokości ok. 40 m nad miejscem pierwszego uderzenia w ziemię" - powiedział Jorgensen.
Według niego hipoteza o utracie dodatkowego fragmentu skrzydła zgadza się z tym, co znaleziono wśród szczątków samolotu, gdzie - jak zauważył - "fragmenty lewego skrzydła leżały blisko ulicy".
"Oficjalne analizy nie wyjaśniają kąta przechylenia samolotu w momencie uderzenia w ziemię, śladów na ziemi pozostawionych przez lewe skrzydło i ogon samolotu oraz dziwnego zachowania steru wysokości. To wszystko może być wyjaśnione w sytuacji, gdy założymy, że samolot stracił dodatkowy fragment skrzydła" - przekonywał ekspert z Danii.
Zdaniem Jorgensena "coś stało się z lewym sterem wysokości", a "jedna z hipotez może być taka, że podczas utraty skrzydła jakieś elementy, które odpadły, uderzyły w ster wysokości".
Ponadto - w ocenie Jorgensena - "wysokość samolotu w miejscu gdzie rośnie brzoza nie mogła być niższa niż 11 metrów".