Warszawscy śledczy ustalili, że do ataku na Andrzeja Dudę mógł namówić Andrzeja Hadacza mężczyzna, zatrzymany przez CBA - informuje Radio ZET. Roberta G. Sprawa wyszła przypadkiem - Biuro ścigało Roberta G. za to, że powoływał się na wpływy w prokuraturze. Gdy go złapano, agenci przeszukali jego mieszkanie. Znaleźli w nim dokumenty, które miały wskazywać na jego współpracę z Andrzejem Hadaczem.
Śledztwo wykazało, ze Robert G. obiecywał załatwienie byłemu "obrońcy krzyża" mieszkania komunalnego w Warszawie. Mężczyzna przyznał prokuratorom, że faktycznie starał się o lokal, ale tylko dlatego, że żal mu było Hadacza. Śledczy jednak nie za bardzo w tę wersję uwierzyli i, jak donosi Radio ZET, sprawdzają polityczne powiązania Roberta G., by sprawdzić czy za całą sprawą nie stoi jedna z partii.
Andrzej Hadacz zaatakował kandydata PiS na prezydenta po debacie telewizyjnej 13 maja. Były "obrońca krzyża" krzyczał do Andrzeja Dudy: jesteś pisowską wścieklizną i Kaczyński mnie oszukał.