W lipcu 2014 r. TK stwierdził, że wiele przepisów dotyczących kontroli operacyjnej prowadzonej przez polskie służby, głównie policję, ABW i CBA, narusza prywatność obywateli i tajemnicę komunikowania się. Większość z przepisów uznanych za niekonstytucyjne straci moc 7 lutego 2016 r. Stąd też projekt PiS. Co ważne, wcale nie nowy. Bardzo podobną propozycję kilka miesięcy temu przedstawiła Platforma Obywatelska, jednak po lawinowej krytyce, także ze strony ówczesnej opozycji, czyli partii Jarosława Kaczyńskiego, zaniechała nad nią prac.

Reklama

– Ten projekt nie stanowi wykonania orzeczenia TK, w znacznej mierze z tym orzeczeniem, z jego intencjami, się rozmija – mówił wówczas obecny wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński. Dodawał, że rozwiązanie zaproponowane przez PO negatywnie zaopiniowały organizacje społeczne, co świadczy o wadliwości projektu. Podstawowy zarzut dotyczył tego, że służby będą mogły zbierać zbyt wiele danych o obywatelach, a kontrola sądowa ich działalności będzie niewystarczająca. Platforma odpierała zarzuty, tłumacząc, że chce jedynie doprecyzować przepisy, tak aby nie było wątpliwości co do ich zgodności z ustawą zasadniczą. Ostatecznie rządzący ulegli.

Teraz sytuacja się odwróciła. Zdaniem ekspertów projekt złożony przez PiS, który musi przeprowadzić nowelizację, gdyż w przeciwnym razie za niewiele ponad dwa miesiące nie będzie żadnej podstawy prawnej do kontroli obywateli, cechuje się tymi samymi mankamentami co dokument stworzony przez PO, a być może idzie nawet o krok dalej. „Projekt zakłada jedynie wyrywkową i następczą kontrolę nad sięganiem po billingi. Zgodnie z nim służby co pół roku będą składać sprawozdanie do sądu okręgowego, a sędzia będzie mógł je zweryfikować” – czytamy w stanowisku Fundacji Panoptykon, zajmującej się praktykami państwowego nadzoru nad obywatelami.

Eksperci Panoptykonu zaznaczają, że projekt nie ogranicza możliwości służb sięgania po dane telekomunikacyjne do spraw związanych z poważną przestępczością. Będą one mogły sięgać po nie również w sprawach błahych i bez konieczności uzyskania zgody sądu. Obywatele zaś, nawet jeśli inwigilacja okaże się niepotrzebna, nigdy nie dowiedzą się o tym, że byli sprawdzani.

Co będą mogły kontrolować służby? W praktyce wszystko. Zgodnie z projektowaną ustawą kontrola operacyjna prowadzona będzie niejawnie i ma polegać na podsłuchiwaniu rozmów telefonicznych, czytaniu korespondencji (w tym także elektronicznej, czyli rozmów na czatach i e-maili) oraz uzyskiwaniu i utrwalaniu obrazu lub dźwięku z pomieszczeń, środków transportu lub miejsc niepublicznych. Dodatkowo służby będą mogły sprawdzić zawartość naszych przesyłek pocztowych.

To znacznie szerzej zakrojony katalog uprawnień niż wskazany w wyroku Trybunału Konstytucyjnego, który odnosił się do billingów telefonicznych. Co więcej, projekt ustawy wzmacnia pozycję ABW i Żandarmerii Wojskowej. Wprowadza bowiem rozległy katalog przestępstw, przy których te służby będą mogły stosować kontrolę operacyjną. Tym samym wzmocniona zostanie pozycja współpracowników ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Wnioskodawcy twierdzą, że celem projektu jest przyznanie gwarancji obywatelom (poprzez maksymalny czas kontroli i nadzór sądu nad działaniami służb), w związku z czym im więcej uprawnień służb zostanie wymienionych w ustawie, tym lepiej dla Polaków. Kontroli będą podlegać również dane objęte tajemnicami zawodowymi. Podsłuchana będzie mogła zostać także rozmowa z adwokatem czy lekarzem. W tej sytuacji jednak służby będą musiały niezwłocznie przekazać pozyskane informacje prokuratorowi, a ten sądowi. I dopiero sąd zdecyduje, czy zapis poufnej rozmowy należy zniszczyć, czy można go wykorzystać w postępowaniu karnym. Ze statystyk za 2014 r. wynika, że sądy w ponad 90 proc. przypadków, w których służby o to wnioskowały, zgadzały się na kontrolę obywateli.

Reklama