Piotr Liroy-Marzec domaga się wyjaśnień od ministra Mariusza Błaszczaka ws. czwartkowego zajścia w jego biurze poselskim w Kielcach. Jak poinformował, weszło tam dwóch mężczyzn podających się za policjantów (mieli nie okazać legitymacji - PAP), którzy wypytywali, czy Kukiz'15 wybiera się na Marsz Niepodległości 11 listopada. Według relacji posła, pytani kto ich przysłał, powiedzieli, że takie wytyczne mają prosto z Warszawy. W piątek Liroy-Marzec nie wykluczył, że jeśli sprawa najścia w jego biurze nie zostanie wyjaśniona, będzie się zastanawiał nad zbieraniem podpisów pod wnioskiem o wotum nieufności wobec Błaszczaka.

Reklama

W związku z czynnościami jakie policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Kielcach podjęli (...) w biurze poselskim posła Piotra Liroya-Marca (...) należy podkreślić, że nie były one prowadzone na polecenie ministra spraw wewnętrznych i administracji, jak też komendanta głównego policji. Nie były one czynnościami procesowymi prowadzonymi na polecenie innych organów, a wynikały jedynie z własnej inicjatywy policjantów - powiedział Tokarski. Tak też brzmi oświadczenie zamieszczone na stronach internetowych świętokrzyskiej policji.

Rzecznik dodał, że funkcjonariusze zbierali informacje, które mogą mieć wpływ na bezpieczeństwo podczas uroczystości 11 listopada w Warszawie. Policjanci diagnozują zagrożenia, jakie mogą wystąpić na terenie stolicy, jak również na trasach dojazdu na uroczystości. Wiąże się to z troską o bezpieczeństwo osób wyjeżdżających do Warszawy oraz zapewnieniem im bezproblemowego dojazdu i powrotu oraz miejsc parkingowych - wyjaśniał.

Według niego, policjanci w trakcie prowadzonej rozmowy z pracownikami biura, okazali legitymacje służbowe oraz przedstawili cel swojej wizyty. Cała rozmowa przebiegała spokojnie, a po jej zakończeniu policjanci pozostawili dane kontaktowe w celu wymiany informacji - dodał rzecznik.

Reklama

Piotr Liroy-Marzec powiedział w niedzielę w programie "Kawa na ławę" w TVN24, że domagając się wyjaśnień od szefa MSWiA miał na myśli to, że jeżeli minister Błaszczak nie wyjaśni tej sprawy to będzie problem. "Mam nadzieję, że nie dochodzi do momentu, takiego jak kiedyś (gdy), minister (Bartłomiej)Sienkiewicz próbował inwigilować marsze. Tutaj chodzi o naruszenie naszego bezpieczeństwa; tego, że mamy prawo do zgromadzeń i nikt nie ma prawa, tak jak za czasów starych, w PRL-u, jak SB inwigilować, wypytywać mnie o to, czy ja jadę - dodał.