Suski pytany był m.in. o to, czy nie uważa, iż za organizatorem Amber Gold, Marcinem P. nie stał w rzeczywistości ktoś inny. Prowadzący audycję wskazał, że od lipca prokuratura w Łodzi prowadzi odrębne śledztwo w tej sprawie, ponieważ podejrzewa, że Marcin P. i Katarzyna P. nie byli osobami kluczowymi dla afery - nie byli w stanie tej afery wymyślić.
Mogło tak być. Mogło być jeszcze inaczej, że oni próbowali, bo Marcin P. już kilkakrotnie próbował różnych sztuczek, żeby wyciągnąć pieniądze od ludzi (...). Wygląda na to, że on miał jakichś patronów, którzy mu pomagali, i którzy wciąż są gdzieś ukryci. Był taki moment w jego karierze oszusta, gdzie przekształcił się z małego krętacza w gigantycznego oszusta. My mamy, można powiedzieć, namierzony ten moment i szukamy, co się stało w tym czasie, kiedy właśnie nastąpiła ta metamorfoza - powiedział Suski.
Pytany, którego ze świadków mógłby wskazać jako najciekawszego, odpowiedział, że w zasadzie tylko kilku miało mniejsze znaczenie. - Wydaje się, że najszczerszym świadkiem była funkcjonariuszka policji, która wykonała swoje zadania, i która odbijała się jak od ściany od prokuratury, gdzie ją wyśmiewano, gdzie mówiła o tym, co trzeba zrobić, że trzeba sprawdzić, czy to złoto naprawdę jest w banku. A prokuratura nie widziała takiej potrzeby - odpowiedział poseł.
No a później oczywiście prokuratorzy, którzy nadzorowali to postępowanie, nie widzieli też powodów, żeby je przekształcić w śledztwo, albo żeby dać komuś innemu. Prokuratura Generalne nie widziała powodów, żeby przekazać to śledztwo do innej prokuratury - wyliczał Suski.
Jego zdaniem ogólny obraz prokuratury w tej sprawie to obraz zaniechań. - Działania były pozorowane, a później postępowania dyscyplinarne zmierzały do tego, żeby uniewinnić kolegów i koleżanki. Więc można powiedzieć: obraz nędzy i rozpaczy - ocenił poseł.
Zdaniem Suskiego są dowody na to, że gdański wymiar sprawiedliwości był na kolanach przed rządzącą partią. - A ponieważ pan P. pokazywał się z rządzącymi i przyjaźnił się w jakimś sensie - te ciągnięcie samolotu przez działaczy Platformy, praca syna premiera w firmie i współpraca pod fałszywym nazwiskiem - to też jest bardzo ciekawe, to wszystko pokazuje, że to był człowiek z ferajny, taki jakby kolega z podwórka, którego nie należy ruszać - mówił Suski.