"Z perspektywy czasu widzę, że te prowokacje były świadome" - mówi w rozmowie z tygodnikiem wSieci poseł Krystyna Pawłowicz. "To nie było tak, że Michał Szczerba powiedział >kochany panie marszałkuJoachima Brudzińskiego, bo Marek Kuchciński wydawał nam się za łagodny. Ale i on musiał zareagować, gdy zaczęło się przyklejanie kartek do mównicy, zaczęły się słowne zaczepki. Jest granica upokarzania Sejmu" - stanowczo mówi polityk PiS.
Zapytana, czy po wykluczeniu posła Szczerby "opozycji puściły hamulce", odpowiedziała, że "oni to robili na zimno". "Świadomie sięgnęli po prowokowanie. Chodziło, by agresją wymusić naszą reakcję, a później to nagłaśniać. Posłanka Gajewska stanęła w przejściu i celowo blokowała mi, cały czas nagrywając, powrót na moje miejsce - tłumaczy Pawłowicz. "Mówię:>PrzepraszamPawłowicz mnie bije!Dlaczego pani mnie bije?!. Patrzę osłupiona, odsuwam się" - opisuje dalej wydarzenia poseł PiS.
"Miałam wrażenie, że ci ludzie przeszli jakieś szkolenia. To wszystko było robione bardzo cyniczne. Celowano w osoby znane, medialne. Posłanka Gajewska prowokowała mnie, a całą sytuację nagrywał ktoś trzeci. Podobnie potraktowano posła Suskiego, którego zastawiono i przewrócono. Mnie Gajewska nie mogła przewrócić, bo takie, a nie inne, są proporcje między nami" - sugeruje Pawłowicz. Podejrzewa też, że to nie sami politycy PO wpadli na pomysł tego protestu. "Myślę, że ta młodzież jest za głupia, by planować samodzielne obalenie rządu albo coś takiego. To są pożyteczni idioci. To wszystko dzieje się w kontekście stałej presji zagranicznej i krajowej, tych wszystkich wypowiedzi, które głoszą, że dzieje się rzekomo coś strasznego" - mówi. Na szczęście - jak wyjaśnia - dzięki działaniu policji, udało się powstrzymać "parę prowokacji", a "destabilizacja nie wypaliła".
Pawłowicz dodaje, że "za tym wszystkim stoją potężne interesy", których "sznurki prowadzą gdzieś poza granice Polski". "Przecież o kluczowych działaniach Donalda Tuska nie decydował pan Tusk. Ktoś przejął nasz majątek, nasze banki i ktoś ma interes, żeby tego pilnować. Determinacja tych sił jest ogromna. U nas są tylko ich reprezentanci, rzeczywiście aktywni, stale myślący o jakimś przełomie. Tak trzeba czytać te wezwania do nieposłuszeństwa, do niewykonywania rozkazów".
Zresztą prof. Pawłowicz dużego mniemania o politykach opozycji nie ma. Jej zdaniem, podczas protestów w sali sejmowej "nie ma żadnej ofiary". "Stawiają się na dyżur, podpiszą listę, powygłupiają się. A pan Petru bawi się, jak wiemy, jeszcze lepiej. Tam nie ma nawet dramaturgii. Dramaturgia była tylko na początku, gdy ci posłowie rzucili się na nas, gdy urządzili w Sejmie jakiś ruski bazar, gangsterkę, gdy zaczęli przeszukiwać nasze rzeczy" - krytykuje zachowanie posłów PO i Nowoczesnej.
Jej zdaniem, obecna opozycja zachowuje się też gorzej, niż ludzie z Ruchu Palikota. "Palikoty poprzestawały na chamstwie słownym. A teraz ta cała gromada wściekłych ludzi bez żadnej kultury rzuciła się na nas" - komentuje zachowanie przeciwników rządu. "Coraz bardziej jestem przekonana, że Nowoczesna to sztuczny twór, złożony z jakichś bojówkarzy. Te dziewczyny,najbardziej agresywne i aroganckie, mają niebywałą łatwość przekraczania każdej granicy kulturowej. Jakby wciąż chodziły do kiepskiego gimnazjum" - ostro ocenia zachowanie nowych posłanek. "I powiem panom więcej: Dla mnie ten Sejm w pewnym sensie się już skończył" - smutno stwierdza.
Pawłowicz wyjaśnia, ze "nie jest w stanie traktować tych ludzi, jako godnych szacunku". "Do tej pory starałam się dbać o dobrą atmosferę, zagadać, porozmawiać o dzieciach, rodzinie. Żeby było normalne. Teraz nie mam już zaufania" - gorzko mówi. "To są ludzie, którzy są zdolni do wszystkiego, którzy idą do esbeków i się z nimi kumają. Będę się trzymała od nich daleko. Muszą odczuć, że zrobili coś naprawdę złego. Tym bardziej, że już wiemy, iż im nie chodzi o żadną dyskusję, ale o dehumanizowanie nad, ośmieszanie, diabolizowanie" - podsumowuje.