Jak patrzyłem na tę trybunę, na której zgromadzili się liderzy protestów, to przypominało mi to grupę rekonstrukcyjną Unii Wolności. Łącznie z byłym szefem tej partii - Leszkiem Balcerowiczem. Jeśli chce się wywołać jakiś poważny skutek to trzeba wyjść także do innych środowisk - mówił w TVN24 Leszek Miller. Zauważył bowiem, że na scenie zabrakło przedstawicieli lewicy.

Reklama

Były premier uważa też, że pomysł na wspólne listy wyborcze nie wypali. Postulat jednoczenia opozycji pojawia się mniej więcej raz na trzy miesiące. Z wiadomym skutkiem. Mam niewielkie przekonanie, że to się uda, bo tego rodzaju pomysły rozbiją się w tym momencie, kiedy trzeba będzie konstruować listy wyborcze. Wtedy się okaże, że jest zbyt wielu chętnych we wszystkich partiach politycznych na najbardziej biorące miejsca i wtedy skończy się rozmowa o jednych listach wyborczych - stwierdził.

Dodał jednak, że mimo problemów organizacyjnych, to ci, którzy wczoraj wyszli z domów, mieli rację. Uważa bowiem, że projekt ustawy o Sądzie Najwyższym jest niezwykle skandalicznym. Ma więc nadzieję na weto prezydenta w tej sprawie - choćby dlatego, że zmiany zmniejszą prerogatywy prezydenta, odbierając mu przywilej wyboru sędziów SN.

Miller przyznał też, że PiS ma rację, że polski wymiar sprawiedliwości wymaga zmian, ale trzeba zaczynać od tego, co w nim jest najbardziej dla obywateli irytujące - to przewlekłość procesu sądowego, brak dostatecznej przejrzystości, bałagan organizacyjny, niewielkie kompetencje w sprawach gospodarczych. Uznał jednak, że reformy rządzącej partii, to jakby zaczynało się budowę domu od dymu z komina, a nie od fundamentów.