Lobbing? Nie. Mamy do czynienia tylko i aż z fatalnym błędem. Jestem przekonany, że to wyłącznie pomyłka urzędników - mówi DGP jeden z ministrów w rządzie Beaty Szydło. I dodaje, że została już ona wyłapana przez Rządowe Centrum Legislacji. Jest jeszcze czas na poprawki.
W czym rzecz? Otóż od ponad roku nie można budować elektrowni wiatrowych blisko domów. Obowiązuje zasada 10H, w myśl której wiatraki mogą powstawać w odległości od zabudowań nie mniejszej niż dziesięciokrotność ich wysokości. Cel: ochrona ludzkiego zdrowia. A być może nawet życia, bo jak wykazują eksperci, bezpośrednie sąsiedztwo farm wiatrowych może być przyczyną poważnych chorób.
Najnowszy projekt Ministerstwa Energii przewiduje jednak wyrzucenie zasady 10H do kosza. Formalnie jest to propozycja nowelizacji ustawy o odnawialnych źródłach energii. Na stronie 51 projektu proponuje się jednak zmianę w ustawie o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych. Skorygowany ma być przepis określający, w jaki sposób należy mierzyć wymaganą odległość. Obecnie stanowi on, że wylicza się ją między punktem A (którym mogą być trzy różne wartości) a punktem B (którym mogą być dwie inne wartości). Ministerstwo proponuje jednak zastąpić spójnik „a” określeniem „albo”. Co to oznacza w praktyce?
Zdaniem prof. Barbary Lebiedowskiej, ekspertki Komisji Europejskiej ds. akustyki środowiska, wróci stare. Wprowadzenie spójnika „albo” spowoduje, że odległość pomiędzy turbiną a budynkiem mieszkalnym nie zostałaby w ustawie w ogóle zdefiniowana - twierdzi prof. Lebiedowska. Odcinek musi przecież zawierać się między jednym punktem a drugim. Niemożliwe jest, by zawierał się między punktem albo punktem. Tak samo uważa Artur Bilski z kancelarii Hogan Lovells. Proponowana zmiana powoduje, że przepis staje się bezprzedmiotowy i norma odległościowa przestanie w praktyce obowiązywać-– wyjaśnia. Możliwe więc znowu stanie się budowanie elektrowni pod oknami domostw.
Reklama
Było to ze strony urzędników działanie celowe, na miarę znanego z ustawy medialnej zwrotu "lub czasopisma" - uważa prof. Lebiedowska, która sytuację nazywa aferą spójnikową. Wątpliwości ma też Rządowe Centrum Legislacji. Jego wiceprezes Robert Brochocki zaapelował już do resortu energii o wyjaśnienie sensu "tej niezrozumiałej zmiany". Ministerstwo na naszą prośbę o komentarz nie odpowiedziało.