- To jest decyzja konferencji przewodniczących, która zakończyła się dziś tuż po godz. 12 w Strasburgu - powiedział PAP wiceszef Parlamentu Europejskiego Ryszard Czarnecki. Wniosek w tej sprawie - jak podało wcześniej radio RMF FM - złożył szef liberałów Guy Verhofstad.

Reklama

Kierownictwo europarlamentu wstępnie ustaliło, że cały PE będzie się zajmował Polską w kontekście prowadzonej przez Komisję Europejską procedury praworządności na sesji między 12 a 16 listopada.

Termin ten nie jest jednak przesądzony, bo - jak poinformował PAP szef delegacji PO w PE Janusz Lewandowski - europosłowie mają debatować o Polsce na sesji plenarnej dopiero, gdy polski Sejm uchwali prezydenckie projekty dotyczące Sądu Najwyższego oraz Krajowej Rady Sądowniczej i oceni je KE.

Czarnecki zauważył, że będzie to już kolejna debata na temat sytuacji w Polsce, jaką organizuje europarlament. Debata na komisji sprawiedliwości będzie się odbywała po raz trzeci, natomiast cały Parlament Europejski będzie się zajmował Polską po raz piąty (nie za każdym razem dotyczyło to praworządności). - To prowokuje do pytania, czy instytucje europejskie chcą się bawić w jakieś brazylijskie telenowele? To przekracza granice śmieszności - ocenił europoseł PiS.

Zdaniem Lewandowskiego w Parlamencie Europejskim "jest pełna wiedza o nadużyciach władzy w Polsce i łamaniu zasad traktatowych". - Tego się nie ukryje, nie ma też złudzeń co do projektów prezydenckich. Źródło tych debat tkwi w Warszawie, nie w Brukseli. Nikt tu nie ma ochoty zajmować się Polską bez powodu - podkreślił polityk PO.

Reklama

Pytany, czy PO była przeciwko debacie powiedział, że nastrój w PE jest "bardzo kategoryczny" i grupa polityczna, do której należy PO, Europejska Partia Ludowa, zgodziła się na kompromis, by najpierw przeprowadzić debatę w komisji, a dopiero później, po przyjęciu ustaw zaproponowanych przez prezydenta, debatować na sesji plenarnej.

PiS wskazuje na niefortunny termin debaty w Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) z udziałem wiceszefa KE Fransa Timmermansa. Tego dnia, czyli 19 października, rozpoczyna się szczyt UE. Czarnecki nazywa to "demonstracją", która została zaplanowana z premedytacją.

Dodał, że pokazuje to też "skrajną hipokryzję", jeśli porównać podejście KE do Katalonii i do Polski. Jego zdaniem to, że Timmermans zgodził się na spotkanie z komisją 19 października to "podkładanie świni" szefowi KE Jean-Claude'owi Junckerowi, który, szukając poprawy stosunków z m.in. Polską, organizuje 18 października spotkanie z premierami Grupy Wyszehradzkiej.

- Timmermans jest politykiem i wie, co robi. Robi to na rozpoczęcie bardzo ważnej, pierwszej po wyborach w Niemczech Rady Europejskiej. Od wielu miesięcy mówiono, że właśnie wtedy ma rozpocząć się debata nad przyszłością UE. W związku z tym, co robi Timmermans, można go podejrzewać wręcz o chęć torpedowania porozumienia polsko-niemieckiego i Polski z Komisją Europejską - powiedział europoseł PiS. Jego zdaniem bardzo duża część opinii publicznej w naszym kraju bardzo źle przyjmie "ataki na Polskę podejmowane w rocznice męczeńskiej śmierci księdza Jerzego Popiełuszki".

Z kolei w ocenie Lewandowskiego debata była nieunikniona, bo nastrój w Parlamencie Europejskim wobec działań władz w Polsce się zaostrzył m.in. w efekcie przyjęcia ustawy dotyczącej funkcjonowania organizacji pozarządowych.

25 września na temat dialogu KE z Polską w kontekście praworządności debatowali unijni ministrowie ds. europejskich. Wcześniej, 31 sierpnia, na posiedzeniu Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych Timmermans rozmawiał na ten temat z europosłami.

Komisja Europejska prowadzi procedurę ochrony praworządności wobec Polski od początku 2016 r. Wcześniej była ona skoncentrowana na sprawie Trybunału Konstytucyjnego, ale w ostatnich tygodniach główny nacisk położony został na ustawy dotyczące wymiaru sprawiedliwości. Dla KE czerwoną linią jest odwołanie sędziów Sądu Najwyższego. Jeśli polskie władze zdecydowałby się na taki krok, wówczas KE ma uruchomić art 7.1 unijnego traktatu. Na końcu tej procedury są sankcje, ale do tego trzeba jednomyślności, której w tej sprawie w UE nie ma.