Szef kancelarii premiera podpisał dokumenty o wypłaceniu kolejnych nagród akurat w czasie, gdy przez Polskę przetaczała się polityczna burza wokół nagród przyznanych przez premier Beatę Szydło, a Mateusz Morawiecki ogłaszał zakaz wypłacania premii.

Reklama

Decyzja Dworczyka dotyczyła premii m.in. dla ministrów Jacka Sasina i Marka Suskiego oraz rzeczniczki rządu Joanny Kopcińskiej.

Teraz Michał Dworczyk przyznaje, że była to niezręczność. Tłumaczy, że nagrody dla ministrów przyznawane były niemal automatycznie i niestety akurat zbiegły się w czasie z "kryzysem premiowym", gdy do mediów przedostała się informacja o całym naręczu sowitych nagród przyznanych przez premier Szydło, w tym 60 tys. zł samej sobie.

- Przeprosiłem ministrów za tę niezręczność i za to zamieszanie. Sprawa została zamknięta - zaznacza Dworczyk w rozmowie z RMF FM.

Równocześnie - wbrew temu, co nieoficjalnie mówią sami ministrowie - szef kancelarii premiera zaprzecza, że Mateusz Morawiecki nakazał ministrom zwrócić nagrody. Twierdzi, że każdy nagrodzony sam zdecydował o zrzeczeniu się dodatkowych pieniędzy.

Reklama