Ale zapału do głośnego dopingu starczyło im tylko na połowę pojedynku. Wprawdzie na koniec wszyscy oklaskiwali swojego prezydenta, ale owacja na stojąco nikomu nie przyszła do głowy.

"Dziś nastąpił prawdziwy powrót Aleksandra Kwaśniewskiego do polityki" - mówił lider SLD Wojciech Olejniczak.

Reklama

Właśnie na Rozbrat, w siedzibie partii wczoraj wieczorem śmietanka warszawskiego LiD chciała sprawdzić, jak ten prawdziwy powrót będzie wyglądał. W dużej, przestronnej sali dawnej kawiarni ustawiono ekran, na którym Kwaśniewski miał zmiażdżyć premiera Jarosława Kaczyńskiego.

Goście usiedli przy kilkunastu porozstawianych po sali okrągłych stolikach. Te najbliższe ekranu zarezerwowano dla liderów: Marka Borowskiego, Jerzego Szmajdzińskiego oraz najmłodszego w tym gronie Olejniczaka, który jak przystało na młodego lidera, wszedł jako ostatni. Towarzyszył mu jedynie eurodeputowany SLD Andrzej Szejna oraz grupka młodych aktywistów lewicy. Byli samotną oznaką odmłodzonej lewicy, na zdominowanej "starymi" sali.

W tym samym czasie w niewielkim pokoiku ze skórzanymi fotelami i dużym telewizorem plazmowym, tuż przy głównym studiu TVN 24, można było wyczuć napiętą atmosferę.

"Wysłaliśmy na debatę tylko piękne kobiety" - mówił z dumą Ryszard Kalisz (LiD) o siedzących w studiu zwolennikach Kwaśniewskiego. "My też" - ripostował Tadeusz Cymański, który w srebrnej teczce przyniósł pozakreślany kolorowymi markerami program LiD.

Na Rozbrat jeszcze zanim rozpoczęła się dyskusja, działacze zaczęli niewybredne żarty z prezesa telewizji Andrzeja Urbańskiego. "Prezes na swoim miejscu, na kolanach przed premierem" - szydzili, gdy pochylał się nad Jarosławem Kaczyńskim.

Gdy na ekranie pojawił się Kwaśniewski, na sali rozbrzmiały gromkie brawa. Politycy LiD za wszelką cenę starali się pokazać, że o wynik debaty są spokojni. Z uśmiechami na twarzach pozowali fotoreporterom i przekonywali o zwycięstwie Kwaśniewskiego. Gdy z sali zniknęły kamery, miejsce uśmiechu zastąpił wyraz skupienia i niepewności. Najżywsze reakcje wywoływały co dowcipniejsze uszczypliwości pod adresem obecnego premiera.

Reklama

"Mój czas się zaczyna. Takie jest hasło programu" - spuentował jedną ze swoich wypowiedzi Kwaśniewski. Na Rozbrat witano to ze śmiechem. "Cienkie" - z wyraźną niechęcią komentował te same słowa w TVN Cymański.

Nerwy widać było u Olejniczaka. Jego starsi koledzy starali się zachowywać spokój. Szmajdziński i Borowski co chwila zapisywali coś na białych kartkach. To samo parę kilometrów dalej, w studiu, robił Cymański, który podczas całej debaty zapisał prawie całkowicie trzy strony. Polityk PiS nie krył także radości, gdy premier brutalnie wytykał byłemu prezydentowi komunistyczną przeszłość i aktywną działalność w PZPR.

Zgromadzeni na Rozbrat zapalili się z kolei, gdy swoje pytania zaczęła zadawać Monika Olejnik. "Ona im pokaże, bo ten Skowroński to dla nas największe zagrożenie" - mówili. Niestety, po tej rundzie pytań byli wyraźnie zawiedzeni.

Wiara wróciła im jeszcze, gdy Kaczyński upominał Aleksandra Kwaśniewskiego, by mu nie przerywał, niektórzy politycy zacierali już ręce. "Denerwuje się, denerwuje. Zaraz go załatwi" - mówili widzowie, ściskając kciuki za Kwaśniewskiego, jednak pod koniec po ich minach było widać, że czekali na darmo.

Gdy na Rozbrat entuzjazm spadał z minuty na minutę i widać było wyraźnie, że LiD liczył na więcej, w studiu Kalisz nie krył radości: "Poszło bardzo dobrze. Pokazał, że Kaczyński sam tworzy oczywistą oczywistość, później zaczyna w nią wierzyć, aż wreszcie realizować".