Według policji ciszę wyborczą złamano już ponad 70 razy. Ciekawie tłumaczył się mężczyzna, przyłapany przez mundurowych w chwili, gdy coś "majstrował" przy naklejonych plakatach w Chroszczy pod Białymstokiem. "Nie przyklejam, a tylko podklejam, żeby nie zerwał ich wiatr" - przekonywał policjantów. Mundurowi skierowali jednak sprawę do sądu.

W Augustowie, w Podlaskiem, jeden z kierowców zaalarmował policję, gdy rano za wycieraczką swego auta znalazł ulotki jednego z kandydatów.

Trzech mężczyzn z plakatami pod pachą zauważyli strażnicy miejscy w Gryfinie, w Zachodniopomorskiem. Była godzina 2 w nocy, a jak się okazało, panowie nie wracali z imprezy. Po cichu rozklejali plakaty jednej z partii politycznych. Mundurowi natychmiast ich zapali. Teraz całą trójką zajmie się sąd. Za złamanie ciszy wyborczej powinni spodziewać się przynajmniej kilkuset złotych kary. Z kolei w Łodzi fani jednego z kandydatów nalepiali plakat na zaparkowaną ciężarówkę. Wpadli w ręce nieumundurowanych policjantów.

Państwowa Komisja Wyborcza dostała też kilka skarg na publikowanie na stronach internetowych sondaży wyborczych. "Nie ma pewności, czy materiały zostały umieszczone w internecie podczas ciszy wyborczej. Sprawę musi zbadać policja, gdyby okazało się, że sondaże były rzeczywiście publikowane w sobotę na stronach internetowych, wtedy będziemy mieć do czynienia z przestępstwem, o którym powinna zostać powiadomiona prokuratura. Grzywna w takim przypadku może wynieść nawet milion złotych" - mówi ekspert PKW Miłosz Wilkanowicz.

Policja i straż miejska od północy są szczególnie wyczulone na polityczną agitację. Do jutra, do godziny 20, nie wolno zachwalać kandydatów do Sejmu i Senatu, namawiać do głosowania na nich, rozdawać ulotek, rozklejać plakatów wyborczych. Grozi za to przynajmniej kilkaset złotych grzywny. Ale za złamanie ciszy wyborczej sąd może wlepić nawet milion złotych kary.