Najgorzej jest w Wielkiej Brytanii i Irlandii.

ZOBACZ WIDEO NADESŁANE PRZEZ INTERNAUTĘ >>>

Tam, choć utworzono dodatkowe punkty wyborcze, ludzie ustawiali się w potężnych kolejkach. Wielu czekało na możliwość głosowania nawet kilka godzin. Niektórzy skarżyli się, że nie było szansy na prywatność, bo nikt nie pomyślał o kabinach.



Reklama

Półtorej godziny czekali siatkarze Wkręt-Metu Domexu AZS Częstochowa, którzy wybrali się do Konsulatu RP w Kolonii, by zagłosować w wyborach. Ale długa kolejka ich nie przeraziła - odstali swoje i wrzucili głosy do urn. "Gdy później znaleźliśmy się w okolicy konsulatu, czekających ludzi było dwa razy więcej" - relacjonują. Także w Berlinie w polskich placówkach są dziś tłumy. Na listy wyborcze wpisano ponad 16 tysięcy osób - więcej niż w jakichkolwiek wcześniejszych wyborach. Większość z nich to ludzie młodzi - podkreślają dyplomaci.

W długich kolejkach stoją też Polacy, którzy głosują w Barcelonie. Tam także trzeba było czekać półtorej godziny. Na listę głosujących w hiszpańskiej Katalonii zapisało się ok. 1.400 osób. "Do tego trzeba dodać osoby przychodzące z zaświadczeniami uprawniającymi do głosowania, a są to czasem całe wycieczki" - tłumaczy wicekonsul Dorota Kobierowska-Loroch. W Barcelonie głosował m.in. znany dziennikarz i satyryk Szymon Majewski.

Kolejki także w Rzymie. Tam, by zagłosować, trzeba odczekać około 40 minut. Wszystko dlatego, że na listy wyborcze zapisało się pięć tysięcy osób - a to więcej niż w poprzednich wyborach. Podobnie jest w holenderskiej Hadze, gdzie przed polską placówką ustawiła się długa kolejka Polaków.

Reklama

Dużo większe niż w przeszłości zainteresowanie głosowaniem jest także we Francji. Tylko do południa w Paryżu głos oddało aż 40 procent wyborców. Jeszcze więcej Polaków - bo aż 50 procent - oddało swój głos w konsulacie w Strasburgu.

Takiej frekwencji dawno nie było wśród Polonii w Szwecji. Tam także ustawiają się kolejki - czekać trzeba nawet pół godziny. Choć polski konsulat w Sztokholmie znajduje się na obrzeżach miasta i niełatwo do niego trafić, nie wystraszyło to Polaków.

Wysoką frekwencję zanotowano w Bułgarii - aż 75 procent. Tyle że na listach wyborczych jest raptem 200 osób, głównie pracowników ambasady. Duże zainteresowanie także w Indiach. Tam, spośród kilkudziesięciu zapisanych wyborców, zagłosowało już ponad 60 procent. Zgłosiło się jednak także wielu turystów.

Reklama

Również polscy dyplomaci na Litwie nie pamiętają takiego zainteresowania udziałem w wyborach. W Możejkach, gdzie pracują polscy pracownicy kombinatu naftowego, głosowało już 70 procent wyborców. W konsulacie w Wilnie także zbierają się tłumy, a to za sprawą turystów, którzy wybrali się na Litwę z zaświadczeniami uprawniającymi do głosowania poza miejscem zamieszkania. W litewskiej stolicy udział w głosowaniu wzięło aż 80 procent wyborców.

Wybory skończyły się już wśród Polonii mieszkającej w Irkucku, na rosyjskiej Syberii. Tam frekwencja była wzorcowa - 98 procent. Ale wybory były kameralne - zarejestrowano tylko 35 wyborców.