Oczywiście, rozwiązanie najprostsze, stoczyć się z żalu do rynsztoka i żyć z opowiadania przechodniom o dniach sławy i chwały minionej za sprawą podłych spisków i machinacji nie dla każdego jest odpowiednie. Trzeba mieć do tego znacznie więcej talentu niż do dukania z trybuny sejmowej. Można wyjechać do Irlandii na zmywak, nawet nie znając języka, bo już prawie wszyscy Irlandczycy mówią po polsku, zwłaszcza po czwartym guinessie, ale to trochę ryzykowne, bo Donald Tusk grozi, że wszystkich sprowadzi z powrotem. Stosunkowo najłatwiej powinni mieć wycięci politycy, którzy w Sejmie występowali jako posłowie zawodowi. Skoro byli zawodowi i utracili pracę, należy się im zasiłek dla bezrobotnych. Musz się tylko zarejestrować w pośrednictwie pracy, które będzie też zobowiązane do wydania im odpowiedniego skierowania, kiedy tylko zwolni się posada posła. Pieniędzy z tego dużych nie ma, ale trzeba było o tym myśleć, kiedy się miało wpływ na wysokość zasiłków.
Jednostki bardziej ambitne mogą się nieźle urządzić w zgodzie z prawem i z własnymi skłonnościami. Parę propozycji, które przedstawiam z czystej życzliwości. Założenie Kościoła Automobilowego, wspólnoty religijnej oddającej cześć samochodom, zwłaszcza luksusowym, umożliwi sprowadzanie bez akcyzy i jakichkolwiek opłat podatkowych przedmiotów kultu religijnego: bentleyów, rolls royce’ów, lamborghini i ferrari. Ładnym pomysłem jest też Stowarzyszenie przeciwko Wykluczeniu z Polityki, które może uzyskać na działalność statutową, to znaczy walkę z nietolerancją wobec przepadłych kandydatów na posłów, środki zarówno z budżetu, jak i z Unii Europejskiej.
Dalej, co szczególnie polecam byłym parlamentarzystom Samoobrony, aż się prosi powołanie Społecznego Towarzystwa Podnoszenia Kobiet Upadłych, które mogłoby się świetnie utrzymać z dobrowolnych składek wolontariuszy. I wreszcie może być fundacja, najlepiej Fundacja Instytutu Badań nad Szkodliwością Wódki i Zakąski. Na samej sprzedaży pustych butelek można zrobić majątek.
Możliwości jest więc mnóstwo, ale rozumiem, że tu trzeba delikatności i indywidualnego doradztwa dla każdego przypadku osobno z uwzględnieniem indywidualnych zdolności i preferencji osobistych. Proszę bardzo, pochylając się z wrodzoną empatią nad poszczególnymi indywiduami, znalazłem korzystne rozwiązania dla wielu.
Renata Beger ma wielki wybór. Może stworzyć albo pierwsze w Polsce biuro podpisywania podań za wszystkich, albo też założyć studio nagrań telewizyjnych ukrytą kamerą. W tym drugim przypadku kontrakt z telewizją TVN jest prawie pewny, choć nieprawdopodobny. Ostatecznie zostaje handel owsem ekologicznym.
Marek Jurek mógłby zostać dzwonnikiem w świątyni, oczywiście tylko takiej, w której odprawiana jest msza trydencka. Ewentualnie, przy odpowiednio większych zdolnościach muzycznych, organistą. Quasimodo był dzwonnikiem, a Jan Sebastian Bach organistą i proszę, jaką zrobili karierę.
Piotra Gadzinowskiego widziałbym w cyrku objazdowym, gdzie mógłby objąć nawet kilka ról: klauna, pogromcy dzikich zwierząt, prestidigitatora i tresowanego wielbłąda. Polecam zwłaszcza cyrk Hong Kong ze względu na lewicowy program.
Roman Giertych powinien założyć szwalnię mundurków szkolnych w barwach narodowych z lampasem i kutasem, koniecznie na Ziemiach Odzyskanych. Ewentualnie biuro detektywistyczne "Oko Opaczności" wyspecjalizowane w śledzeniu zdrady narodowej.
Krzysztof Filipek sam ogłosił, że nie boi się ciężkiej pracy. Tłuczenie kamieni na szosie zostało już niestety zmechanizowane. Wobec tego najlepsza posada dla Filipka to wykładowca na kursach poprawnej polszczyzny dla obcokrajowców, którzy pragną nauczyć się swahili.
Leszek Miller zastanawia się nad założeniem nowej partii lewicowej. To nie jest dobry pomysł. Partii, zwłaszcza lewicowych, mamy w nadmiarze. Poza tym partia w dzisiejszych czasach to żaden biznes. Trzeba dokładać. Kiosk sprzedający lizaki, prezerwatywy, gazety i czasopisma, daje podstawę egzystencji. Na samej "Trybunie" można zarobić dziennie nawet półtora złotego. Spokojna praca, można wypatrywać, czy wraca nowe.
Andrzej Lepper ma najlepiej - nie musi budować wszystkiego, a zwłaszcza blokad, od nowa. Ma dopłaty z Unii, ma hodowlę bydła rogatego i może, wziąwszy sobie za pomocnika ofiarę politycznych prześladowań Stanisława Łyżwińskiego, poświęcić się kryciu samic bizona. Ostatecznie, ale to tylko z nudów, mógłby przyjąć posadę nocnego stróża w Klewkach.
Wojciech Wierzejski - na termin u szewca już niestety za późno. Inne terminy są zajęte do końca kadencji. Pozostaje, po ukończeniu kursów służenia i warowania, posada przewodnika politycznego dla ocipiałych.
Katarzyna Piekarska stanowczo powinna otworzyć zakład fryzjerski i salon kosmetyczny. Najlepiej w gmachu Sejmu, aby się nie odzwyczajać. Specjalność - trwała na posterunku i wycinanie hołubców.
Sandra Lewandowska i Janusz Maksymiuk powinni zabiegać o wspólne występy w "Tańcu z gwiazdami". Maksymiuk w tańcu brzucha na rurze byłby nie do pobicia. Nie tylko weszliby do bohemy, ale jeszcze dostali tantiemy.
Krzysztofa Bosaka wysłałbym na misję. Albo do Afganistanu, w charakterze żywej torpedy, albo do Izraela, gdzie mógłby przebrany za taliba namawiać ortodoksyjnych Żydów do konwersji na islam polityczny. Zbiórka publiczna na ekwipunek i koszta podróży mogłaby przynieść imponujące rezultaty.
Robert Smoktunowicz powinien zostać jako podrzutek przyjęty na garnuszek LiD. Śniadanie u Olejniczaka, obiad u Onyszkiewicza, a kolacja u Kwaśniewskiego. Zajęcie na cały dzień, a w przerwach można jeszcze pozamiatać na Rozbrat.
No i wreszcie Mateusz Piskorski, którego wrodzona bystrość i wyjątkowe esprit predestynuje do prowadzenia "Szkła kontaktowego". Musiałby tylko zmienić poglądy, a to nie takie trudne, skoro udało się, we wszystkie strony, tak wielu.
Nie mam większych złudzeń, że ktoś podziękuje za moje życzliwe rady. Niewdzięczność jest dziś powszechna, co najlepiej widać po rezultatach wyborów. Jeszcze mniejsza jest szansa, że ktoś te rady z serca płynące przyjmie. Bo przecież wszyscy wymienieni i wielu niewymienionych ma jeszcze tajny plan B - kandydowanie do Parlamentu Europejskiego. Jeśli nie można być polskim parlamentarzystą, to przynajmniej trzeba spróbować być europejskim. Taka ambicja dobrze świadczy o harcie ducha, samopoczuciu i autoocenie tych wszystkich, którzy swój krzyż chcą ponieść znowu, tym razem na europejską Golgotę.