Wszystko wskazuje na to, że przyszedł czas, by prezydentem Polski została kobieta z Ursusa - oświadczyła Kidawa-Błońska. Podkreśliła, że chce być prezydentem Polski, bo troszczy się o ojczyznę i jej przyszłość. "Kocham Polskę tak, jak wy i dlatego tu jestem, i dlatego chcę być prezydentem Polski. Prawdziwą prezydent" - zadeklarowała Kidawa-Błońska.

Reklama

Wywołana do tablicy poczuła się sędzia TK Krystyna Pawłowicz, która na Twitterze napisała:

Jej zdaniem, Polska potrzebuje dziś nowej nadziei i nowego początku. Jak mówiła, Polacy chcą żyć w normalnym kraju, w państwie zbudowanym na wzajemnym szacunku, zaufaniu i uczciwości. "O te wartości w życiu publicznym będę walczyć tak, jak walczyli o nie moi przodkowie" - zapowiedziała.

Reklama

Mam nadzieję, że młode pokolenie, które tak bardzo aktywnie dzisiaj walczy o klimat będzie chciało z nami współpracować - oświadczyła wicemarszałek Sejmu. Mam nadzieję, że będą chcieli z nami zmieniać Polskę, będą chcieli rozmawiać i będą podawali rękę, kiedy się ją do nich wyciągnie. Bo tylko przez współpracę, tylko przez rozmowy, tylko przez szacunek możemy zrobić coś dobrego - powiedziała Kidawa-Błońska, zwracając się do młodych aktywistów, którzy wcześniej żądali aktywnych działań ws. poprawy sytuacji klimatycznej i nie chcieli podać jej ręki.

Wcześniej weszli oni na scenę i zabrali głos. Jak poinformował na Twitterze Młodzieżowy Strajk Klimatyczny, byli to aktywiści tego ruchu, którzy "przedostali się na scenę i zabrali głos podczas konwencji wyborczej kandydatki na urząd prezydenta RP Małgorzata Kidawy-Błońskiej".

Nie wykluczajmy się nawzajem, współpracujmy - apelowała kandydatka. Podkreśliła, że aby podjąć działania, "najpierw trzeba ustalić wspólnie co i w jaki sposób robimy". Wskazywała, że "mądre działanie polega na tym, że ustalamy mapę co robimy i kiedy wspólnie". I mam nadzieję, że mogę was wziąć na ambasadorów i razem to zrobimy - zaznaczyła.

Reklama

Ojciec Igora Stachowiaka na konwencji Kidawy-Błońskiej: Liczę na Panią

Liczę, że wrócą czasy, kiedy obywatel będzie się czuł bezpiecznie; liczę na Małgorzatę Kidawę-Błońską - oświadczył w sobotę na konwencji wyborczej kandydatki PO na prezydenta ojciec zmarłego cztery lata temu Igora Stachowiaka - Maciej Stachowiak.

Stachowiak przyznał, że wraz ze śmiercią syna "stracił wszystko". Dodał, że ostatnie cztery lata spędził na sali sądowej, w prokuraturze, na rozmowach z dziennikarzami i prawnikami. Wcześniej prowadziliśmy firmę, niestety dzisiaj nie mamy już na to siły. Moja żona tę całą sytuację przypłaciła mocnym uszczerbkiem na zdrowiu - podkreślił. Zapowiedział, że będzie walczył o doprowadzenie sprawy śmierci syna do końca.

To, co się wydarzyło sprawiło, że nie mogłem spać, jeść, nie mogłem dać sobie rady z własnym życiem - mówił. Stoję tu przed wami i chcę powiedzieć, że mój syn nie spadł z krzesła. To nie było przyczyną śmierci. Igora nie ma tu dzisiaj z nami, ale gdyby był, opowiedziałby wam o cierpieniu w torturach i bólu, które zadali mu policjanci, osoby, które mają wspierać człowieka i obywatela - oświadczył Stachowiak.

Igor zginął ponieważ pomylono go z kimś innym, został poddany torturom na komisariacie, jednak częściową prawdę udało się ustalić dzięki niezależnym mediom, niezależnym sądom, udało się skazać oprawców mojego syna - zaznaczył.

Wyraził nadzieję, że "wrócą jeszcze takie czasy, kiedy obywatel będzie się czuł bezpiecznie na ulicach naszego kraju". Jestem tu, bo liczę na panią, pani Małgorzato - podkreślił, zwracając się do Kidawy-Błońskiej.

Igor Stachowiak zmarł w maju 2016 r. po zatrzymaniu i przewiezieniu na komisariat policji Wrocław Stare Miasto. Według pierwszej opinii lekarzy, przyczyną śmierci była ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa. Tę samą przyczynę biegli medycy sądowi potwierdzili przed sądem. Zeznali, że Stachowiak był pod wpływem narkotyków i został kilkakrotnie rażony paralizatorem, a te czynniki w połączeniu doprowadziły do niewydolności.

W maju 2017 r. po ujawnieniu przez media nagrania z kamery paralizatora, którego funkcjonariusze użyli wobec Stachowiaka na komisariacie, ówczesny minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak odwołał komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu. Stanowiska stracili też komendant miejski i zastępca komendanta komisariatu Stare Miasto.

W czerwcu ubiegłego roku Sąd Rejonowy dla Wrocławia Śródmieścia uznał, że czterej byli policjanci - Łukasz R., Paweł G., Paweł P. i Adam W. - są winni przekroczenia uprawnień i znęcania się nad Igorem Stachowiakiem. 19 lutego br. sąd apelacyjny utrzymał kary bezwzględnego więzienia dla wszystkich czterech oskarżonych. Wyroki są prawomocne.