Szef resortu zdrowia Łukasz Szumowski poinformował środę rano, że w nocy potwierdzono pierwszy przypadek koronawirusa w Polsce. Chodzi o mężczyznę z województwa lubuskiego, który jest hospitalizowany w Zielonej Górze. Mężczyzna wrócił z Niemiec. Osoby, które miały z nim kontakt, zostały poddane kwarantannie domowej.
O tę kwestię pytany był w programie "Tłit" w Wp.pl szef KPRM Michał Dworczyk. Polityk podkreślał, że osoba zakażona koronawirusem to dojrzały mężczyzna, który wracał z Niemiec sam, a nie zorganizowaną grupą. Szef KPRM zaznaczył też, że w tym przypadku "zadziałały wszystkie procedury". - Ta osoba trafiła na oddział zakaźny od razu po wywiadzie, który został przez lekarza przeprowadzony, jego osoby bliskie, które miały z nim kontakt, zostały objęte domową kwarantanną - dodał.
- W tym wypadku wszystko wskazuje na to, ze to jest dość dobra sytuacja, jeśli można o takiej sytuacji mówić, że jest ona dobra. Ten pan po pierwsze sam wrócił z Niemiec niedawno, nie podróżował autokarem, żadną większą zorganizowaną grupą - mówił Dworczyk. - Nie było też takiej sytuacji, że potem, będąc chorym (…) chodził na jakieś spotkania, w miejsca, w których było dużo osób - dodał.
Szef KPRM poinformował, że dotychczas w Polsce przeprowadzono 584 testów na obecność koronawirusa. - Czyli utrzymujemy się mniej więcej w tej średniej europejskiej - 2 proc. testów pozytywnych - wskazał.
Pytany o to, czy premier jest na bieżąco informowany o sytuacji, Dworczyk podkreślił, że Mateusz Morawiecki przebywa obecnie na spotkaniu premierów państw Grupy Wyszehradzkiej w Pradze, z którego wróci wczesnym popołudniem. Na godz. 18 w kancelarii premiera zaplanowano posiedzenie rządowego zespołu zarządzania kryzysowego. - Premier zdecydował, żeby przejść z formuły codziennych spotkań w takiej grupie roboczej już w tryb funkcjonowania zgodnie z przepisami ustawy o zarządzaniu kryzysowym - dodał Dworczyk.
Nowy koronawirus SARS-Cov-2 wywołuje chorobę o nazwie COVID-19. Objawia się ona najczęściej gorączką, kaszlem, dusznościami, bólami mięśni i zmęczeniem. Ciężki przebieg choroby obserwuje się u ok. 15-20 proc. osób. Do zgonów dochodzi u 2-3 proc. chorych, ale eksperci oceniają, że dane te mogą być zawyżone, bo wielu osobom z lekkim przebiegiem najpewniej nie wykonano badań laboratoryjnych, gdyż mogli się nie zgłosić do lekarzy.