DZIENNIK przypomina, że komitet polityczny miał zrzeszać grupę europosłów związanych z Radiem Maryja. Decyzja o powołaniu nowej formacji miała zapaść 13 stycznia w Łodzi podczas narady polityków kojarzonych z toruńską rozgłośnią. Spotkanie zorganizowała eurodeputowana Urszula Krupa przy pomocy samego o.Tadeusza Rydzyka, którego reprezentował o. Waldemar Gontarczuk. Obecni byli m.in. Zygmunt Wrzodak, Jan Łopuszański oraz Anna Sobecka. Jak się jednak dowiedział DZIENNIK, do powstania nowej partii nie doszło. Zawiązano natomiast komitet, który ma zbierać podpisy pod żądaniem referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego oraz utworzyć listę w wyborach do europarlamentu w 2009 r.

Reklama

p

Rozmowa z abp. Tadeuszem Gocłowskim, metropolitą gdańskim, wieloletnim współprzewodniczącym Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu

Bogumił Łoziński: Politycy związani z Radiem Maryja postanowili stworzyć komitet, który będzie dążył do referendum w sprawie Traktatu Lizbońskiego i utworzy wspólną listę w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Według informacji mediów patronem tej inicjatywy jest o.Tadeusz Rydzyk. Czy kapłan powinien angażować się w tworzenie ugrupowania politycznego?
Abp Tadeusz Gocłowski: Tworzenie partii czy komitetów politycznych w żadnym wypadku nie jest misją kapłana. Tego typu przedsięwzięcia nie są obszarem, który powinien być obsługiwany przez duchownego. Nie chodzi tylko o inicjatywy formalne, jak tworzenie ugrupowania politycznego, ale niedopuszczalne jest w ogóle tworzenie wokół Radia Maryja, które określa się jako katolickie, środowiska politycznego. Trzeba zdecydowanie przeciwstawić się takim inicjatywom ze strony duchownych, to jest niedopuszczalne. Co innego świeccy, którzy mają pełne prawo, a nawet obowiązek uczestniczyć w różnych inicjatywach politycznych, ale na pewno nie kapłan.

A jeśli doszłoby do referendum w sprawie traktatu lizbońskiego, Kościół zajmie stanowisko, np. wezwie do jego przyjęcia lub odrzucenia?
Kościół stara się nie zabierać głosu w sprawie inicjatyw czysto politycznych, a takim jest referendum w tej sprawie. Tego typu głosowanie bardzo różnicuje, dzieli ludzi, dlatego Kościół nie powinien się w nie wtrącać. Jeśli dojdzie do formalnie zorganizowanego referendum, jestem pewien, że Kościół nie będzie mówił, jak głosować.

Jednak w listopadzie ubiegłego roku Episkopat wydał specjalne oświadczenie w sprawie traktatu lizbońskiego i Karty Praw Podstawowych. Wskazywał w nim na słabości i dobre strony obu dokumentów, a także dziękował rządowi Jarosława Kaczyńskiego za dołączenie do Karty protokołu gwarantującego niezależność prawodawstwa polskiego w sprawach moralnych.
Kościół zawsze wskazuje na wartości. Jeśli są one zagrożone, to w sposób zdecydowany zabiera głos, zwłaszcza w takich sprawach, jak obrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci czy przypominanie istoty małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Z tej perspektywy oceniamy traktat lizboński i Kartę Praw Podstawowych. Kościół ma prawo wypowiedzieć się o danym problemie, bronić wartości, które wyznaje, ale nie powinien być stroną w referendum.

O. Tadeusz Rydzyk to najbardziej jaskrawy przykład zaangażowania księży w politykę. Jednak nie jest on jedynym duchownym krytykowanym za aktywność w tej sferze. Niektórzy podają tu przykład patronowania przez księdza arcybiskupa próbie powstania koalicji PO-PiS jesienią 2005 r. Czy to nie było zaangażowanie polityczne?
Moja inicjatywa dotyczyła próby rozeznania, czy istnieje możliwość stworzenia wspólnej płaszczyzny przez partie, które wyszły z korzeni solidarnościowych i wygrały wybory. Nie było moją rolą namawianie kogokolwiek do stworzenia takiej czy innej koalicji. Zaprosiłem do domu papieskiego ludzi, których znam od lat, aby się spotkali i porozmawiali o problemach Polski. Na tym moja rola się skończyła. Nie byłem żadną stroną, nie tworzyłem żadnej koalicji. Tego w żaden sposób nie można porównać do próby organizowania partii.

Na początku lat 90. ksiądz Józef Tischner angażował się w działalność Unii Demokratycznej. Czy nie łamał zasady autonomii od sfery polityki?
Jego zaangażowanie w Unię Demokratyczną zmierzało do tego, aby być reprezentantem wymiaru etycznego. Każda partia powinna mieć taką osobę, która wskazywałaby etyczny wymiar jej inicjatyw, przypominała pewien system wartości. Taka była rola ks. Tischnera w tym ugrupowaniu i ona nie kłóci się z misją Kościoła.

W ten sposób także o. Rydzyk może tłumaczyć swoje zaangażowanie polityczne. Nawet wprost mówi, że chodzi mu o dobro Kościoła i moralność.
Przypadku o. Rydzyka nie możemy traktować tylko teoretycznie. Doskonale wiemy, jak wygląda jego zaangażowanie polityczne, nie jest to ocena etycznego wymiaru polityki, lecz bezpośrednie zaangażowanie w nią.