"Nie zostałem członkiem Polskiego Stronnictwa Ludowego" - zapewnia Dyduch i wyraźnie rozbawiony dodaje: "Jestem tam bezpartyjnym fachowcem".

Na pytanie DZIENNIKA, czy poparcie dla nowego marszałka województwa obwarował warunkami odpowiada, że uzależnił je od decyzji o budowie obwodnicy Wrocławia. Zapewnia, że o wejściu do PSL nie rozmawiał. "Buduję na Dolnym Śląsku Kongres Porozumienia Lewicy" - dodaje.

Reklama

Marek Dyduch był działaczem PZPR, SLD-owskim posłem i sekretarzem generalnym w partii. Od zawsze identyfikowany z partyjnym betonem. Z SLD pożegnał się po tym, jak w 2005 roku postanowił kandydować na przewodniczącego partii przeciwko Wojciechowi Olejniczakowi. Grzegorz Pietruczuk, młody działacz SLD, mówi, że trudno mu zrozumieć, dlaczego Dyduch się na to zdecydował. "To był moment odmładzania SLD. A on się temu sprzeciwił" - mówią koledzy z Sojuszu. "To poważny błąd" - dodają.

Wtedy też załamała się jego kariera w SLD. Nie trafił na listę kandydatów na posłów. Tylko na senatora. Mandatu nie zdobył. Wrócił na Dolny Śląsk. A rok później został radnym LiD w sejmiku. W 2007 roku nie chciano już jego nazwiska na liście wyborczej, więc we wrześniu zrezygnował z członkostwa w SLD.

Jak decyzja o wstąpieniu do klubu PSL została odebrana przez partyjną starą gwardię? Nikt otwarcie nie mówi, że Dyduch się sprzedał. "Przyglądam się temu z zadziwieniem i pogłębiam swoją wiedzę z zakresu psychologii" - odpowiada Krzysztof Janik.